Osobita- Grześ- Rakoń- Zabrat. Czyli bezludne Tatry Zachodnie w środku wakacji.

Z Grzesia na Rakoń.

Wiesz, że lubię Beskidy ale chyba nikogo nie dziwi, że Tatry są poza wszelką konkurencją. Są wyjątkowe, piękne, wymagające, chociaż mają także łatwe szlaki. Odkąd przeżyłam wypadek w Tatrach wiosną, w warunkach zimowych, unikam ich śnieżnej odsłony. Ale śnieg tutaj utrzymuje się tak długo, że dopiero w wakacje mogę się wybrać bezpiecznie. Rakoń ma szczególne miejsce w moim sercu.

Jednym z moich ulubionych miejsc do rozpoczęcia wycieczek jest Dolina Rohacka. Ostatnio zarażałam was Jeziorami Rohackimi, a dziś zabiorę was w drugą stronę: pod Osobitą i dalej na Lućną (Grzesia), Rakoń, Zabrat i dalej Rohacką Doliną do punktu wyjścia.

Jak dojechać?

W dzisiejszych czasach, w dobie sprawnie działającej nawigacji nie potrzeba zbyt dużo wskazówek. Tutaj dojechać jest bardzo łatwo. Kierujemy się na Zuberec i następnie wypatrujemy kierunkowskazu na Spalenou i Rohacze. Wygodna, asfaltowa droga doprowadzi nas do wylotu doliny i tu mamy kilka możliwości parkowania.

Parkingi w Rohackiej Dolinie.

  1. Największy, z którego najlepiej wyruszyć na większość szlaków to parking pod Spalenou. Nawet gdy przyjeżdżam tu późno to jeszcze jakieś miejsce się znajdzie. Jest ogromny, parkują tu także kampery i wany. Prowadzi do niego jednokierunkowa, oznaczona droga. Cena za dzień to 5euro.
  2. Tym razem parkowałam na parkingu bezpłatnym. Minęłam zjazd na parking pod Spalenou i na kolejnym rozjeździe skręciłam w prawo. Tam przy punkcie informacji turystycznej TANAPU ( to słowacki odpowiednik TPN) jest niewielki parking naprzeciwko baru.
    Jadąc wizualizowałam sobie, że ktoś przyjechał tu tylko pobiegać i będzie odjeżdżać właśnie wtedy, kiedy ja przyjadę.
    I to działa !!!! To na mnie czekało jedyne wolne miejsce 🙂 A było już po 12ej 🙂
  3. Jeśli na rozwidleniu pojedziesz prosto dojedziesz pod Chatę Zwerovka. Tam także jest parking. Nie zauważyłam ani parkingowego ani parkomatów, więc sądzę że jest darmowy. Jeśli nie, to daj mi proszę znać.

Ze Zwerovki na Osobitą

Cmentarz ofiar Tatr Zachodnich

Dokładnie naprzeciwko schroniska Zwerovka, oddzielona od parkingu szeregiem drzew jest polana z drewnianą bramą. Za nią kilka głazów na których przymocowano tabliczki ofiar Tatr Zachodnich, zwłaszcza Rohaczy. Są też wymienione osoby związane z Parkiem Narodowym, strażnicy i leśnicy. Pomiędzy nimi stoi szkaradna rzeźba przypominająca Jana Pawła II. Do tego miejsca kierują szlakowskazy, więc jeśli lubisz takie miejsca ( ja lubię ) to warto na momencik zboczyć ze szlaku.

Pleso pod Zverovkou inaczej zwane Pliesko Maras

Mijam Chatę Zwerovka i trzymam się zielonego szlaku, który idzie szeroką drogą. Droga ta prowadzi do Hotelu Primula do którego można dotrzeć z głównej drogi. Szlak natomiast odbija w wąską ścieżkę, którą w pierwszym momencie nawet nie zauważyłam. Omija ona hotel, ale nawet idąc dalej nie zabłądzimy, bo te drogi łączą się ze sobą. Przed hotelem zauważam kolejny parking. Może jest nie tylko dla gości hotelowych, warto o nim wiedzieć gdyby inne miejsca były już zajęte.

Za hotelem szlak lekko się podnosi i widzę jeziorko. Ponieważ bardzo lubię wodę i wypatruję choćby oczek wodnych w górach, przystaję tu na dłużej.

Jeziorko jest niewielkie ale bardzo urocze. Wokół niego wśród wysokich traw prowadzi ścieżka a z niej odbijają kolejne, spacerowe. Jest też stół i ławki. Ale najbardziej ucieszyłam się mogąc obserwować rodzinkę kaczek. Gniazdo było widoczne z ławeczki na której przysiadłam, natomiast osłonięte od ciekawskich spojrzeń tych, co mogliby iść ścieżką. Mogliby, bo jak na razie nie spotkałam nikogo.

Szlak na Przełęcz pod Osobitą.

Idę dalej. Ma być stromo, ale na razie szlak jest lajtowy, wręcz spacerowy. Byłam tu już kilka lat temu, ale okazuje się, że niewiele z niego pamiętam. A dałabym przecież głowę, że pamiętam każdy szlak którym kiedykolwiek szłam. Hmmm jednak nie. Czy to pamięć zawodzi, czy po prostu pamiętamy wybiórczo? Wtedy była jesień, teraz pełnia lata. Wtedy były to początki mojego samotnego chodzenia po Tatrach. Teraz mam już za sobą prawie wszystkie szlaki w tych górach. Więc jednak jest sens powtarzać je. No przecież, to jasne 🙂 Każde wyjście jest inne.

Ja tu gadu, gadu a szlak zaczyna się wznosić. Idę lasem, dołem szumi potok. Nieznane mi odciski łap, łapek. A co jeśli tu jest niedźwiedź? Na wszelki wypadek mocniej stukam kijkami o kamienie, żeby dać znać leśnemu towarzystwu, że nadchodzę.

W miejscach odkrytych rosną różnorakie kwiaty.

Nie należę do osób, które robią sesje fotograficzne każdemu kwiatuszkowi na szlaku ( chociaż po krótkim zastanowieniu, przyznaję, że pierwsze krokusy mają u mnie fory ???? ). Ale jak się oprzeć takiej obfitości letniego kwiecia !!! No jak!!!

Nie umiem ich nazwać. Niektóre, jak te fioletowe pałki na przełęczy widuję często, ale czy znacie ten przypominający ważkę, która przysiadła na chwilkę ? Albo różnorodność dzwoneczków wyglądających jak tuba instrumentów dętych. Czy one wydają jakieś dźwięki słyszalne tylko dla owadów?

A maki? W innych częściach Polski są popularnym chwastem ale w górach i na Podhalu to rarytas.

Inne tworzą uroczę kępki, ale na Przełęczy pod Osobitą następuje totalna florystyczna kumulacja. Jejku jak pięknie!!!

Jestem już od 3 godzin na szlaku a dopiero teraz spotykam pierwszych turystów: grupka kilku przyjaciół ( przynajmniej tak sobie chcę ich wyobrażać 😉 )

Przełęcz pod Osobitą.

Czy zmęczyłam się tym podejściem? Gdy nim szłam nie mogłam doczekać się końca. A teraz po tygodniu gdy patrzę na trasę z dystansem wydaje mi się, że nie było tak źle, chociaż wolałabym tędy nie schodzić. Wieczorem musi tu być mroczno i może nawet trochę strasznie.

Gdy dotarłam na Przełęcz stanęłam zachwycona. Po mojej lewej ogromna kopuła Osobitej a przede mną panorama Tatr. Rozpoznaję Giewont i Czerwone Wierchy. Znajomą sylwetkę Starorobociańskiego a w tyle, na drugim planie Tatry Wysokie. Chciałoby się jeszcze wyżej. Ale szlak na szczyt jest od 1989 roku niedostępny.

 Lata temu tam byłam chociaż jest tabliczka: zakaz wejścia, szlak zamknięty. W pierwszym odruchu włączył mi się mój buntowniczy charakter: przecież jest wydeptana dróżka, widocznie inni chodzą. I nawet poszłam kawałek tą ścieżką. A potem naszła mnie myśl: nie bez przyczyny jest ten zakaz, schodź….. i zawróciłam.

Osobita.

Osobita i jej masyw jest pod ochroną. Na tym terenie utworzono rezerwat ścisłej ochrony przyrodniczej. Szlak, którym idę jest jedynym w najbliższej okolicy. Sam szczyt wydaje się być wyodrębniony. Nawet jego nazwa nawiązuje do odosobnienia. Długo uważano, że Tatry ciągną się od Hawrania po Osobitą. Teraz wiemy, że krańcem Tatr Zachodnich jest Siwy Wierch 😉 Ale o nim innym razem 🙂

Zacisze rezerwatu sprawia, że moja myśl o ewentualnym spotkaniu niedźwiedzia nie jest taka niedorzeczna 🙂 Podobno są tu niedźwiedzie gawry, a w przeszłości to tu się zapuszczano na polowania na nie. Mimo, że kusi zobaczyć z góry co się dzieje po drugiej stronie szczytu, nie wychodzę na niego. A po drugiej stronie jest zapewne widoczna Skoruszyna, na której byłam całkiem niedawno.

Troszkę odpoczęłam, zaliczyłam własną sesję fotograficzną;)

Z Przełęczy pod Osobitą na Grzesia.

Szlak prowadzi trochę kosówkami, większość lasem ale raz po raz odsłaniają się piękne widoki. Kto lubi beskidzkie klimaty będzie zadowolony 😉

Chociaż pamiętałam ten szlak sprzed lat jako graniowy to znowu trochę się zdziwiłam jak pamięć płata mi figla 🙂
Ale i tak bardzo polecam. Część leśna szlaku poprzeplatana jest rozległymi, widokowymi polanami. To z nich wypatruję szlaki na których byłam całkiem niedawno z Oravicy.

Dokładnie widać Magurę Witowską, na którą bardzo namawiam, a także szlak na Skoruszynę. Z drugiej strony inna perspektywa Tatr Zachodnich i szczyty na które jeszcze dziś wejdę.

Ale dopiero od Grzesia przestrzenie są iście wysokogórskie.

Jest jeszcze jedna zaleta tego szlaku: aż do Grzesia czyli przez ponad 4 godziny spotkałam tylko jedną małą grupkę ludzi, a przypominam, że mamy wakacje 🙂 Czyli można znaleźć spokojne miejsca nawet w Tatrach 🙂

Grześ czyli Lúčna.

Samo wyjście na szczyt jest już odsłonięte i kamieniste. Nie powiem po leśnych ścieżkach, szybkie nabieranie wysokości było trochę męczące ale perspektywa zdobycia szczytu dodawała skrzydeł.

Grześ jest bardzo popularnym szczytem. Łatwo na niego wejść od strony Doliny Chochołowskiej o każdej porze roku. Zwykle jest tutaj sporo osób. I teraz ludzi nie brakuje ale jest cicho i spokojnie. Widoki są stąd przepiękne, 360stopni. Jeśli wybieracie się w Tatry w okresie wakacji zostawcie Morskie Oko i Kasprowy na inny czas. Lepiej wyruszyć w Tatry Zachodnie. Jestem przekonana, że zachwyci Cię ten szczyt o każdej porze roku 🙂

 Na szczycie znajduje się drewniany krzyż, ustawiony w roku 1992 na pamiątkę konspiracyjnych spotkań działaczy opozycyjnych z Polski i Słowacji. Co roku w czerwcu spotykają się tu rodziny z Zuberca i Podhala by po wspólnej mszy świętej świętować: grać, tańczyć, śpiewać i co tam wam wyobraźnia podpowiada 🙂

Będąc tu zimą zobaczyła dużą grupę ratowników tatrzańskich zarówno polskich i słowackich. Lała się wódka, skrzypce poszły w ruch, śpiewy zarówno po polsku jak i słowacku.. Zabawa przednia 🙂 Okazało się, że jest to coroczne spotkanie ratowników górskich upamiętniające niezwykle trudną akcję ratowniczą, przetransportowania rannych partyzantów przez linię frontu w 1945 roku. Już nie chcę nawet wspominać w jakim stanie zjeżdżali na nartach po imprezie …. Katastrofa….

Wygląda na to, że Grześ to taka tatrzańska międzysąsiedzka, miedzynarodowa imprezownia 😉

Z Grzesia na Rakoń.

Myślałam, że dojdę tu szybciej, ale… wiecie jak to jest. Tu kwiatuszek, tam selfiaczek a czas nieuchronnie biegnie 🙂
Mogłabym stąd zejść zielonym szlakiem do Latanej Doliny i zrobić tym samym małą pętelkę. Ale moim celem na dziś jest Rakoń 🙂

Z Grzesia najpierw schodzę dość stromym szlakiem. Idę miedzy kosówkami, które są wyższe ode mnie. Ileż to śniegu musi nasypać, że ich zimą wcale nie widać ! Mam do przebycia jeszcze około 300 metrów przewyższenia, a z daleka ta trasa wydaje się być niemal prosta 🙂

Idzie się bardzo przyjemnie. Miejsca wypłaszczone przecinane są podejściami. Jestem już dość zmęczona, więc stosuję niezawodny sposób na sprawne wejście: liczę 100 kroków po których na chwilę przystaję ( absolutnie nie siadam ! bo wtedy to zmęczenie zaczyna mną władać 😉 i coraz trudniej się podnieść )

Widoki są obłędne. Rozpoznaję wiele ze szczytów i Dolinę Chochołowską z charakterystycznymi szałasami i schroniskiem. Uwielbiam ten szlak i chociaż nawet nie liczę który raz tędy idę nigdy mnie nie zawodzi.

Rakoń.

To najwyższy punkt mojej wycieczki 1879mnpm. Jestem tu samiutka, całe Tatry tylko dla mnie !!!
Gdyby wyjść na sąsiedni, wspaniały Wołowiec widoki byłyby jeszcze rozleglejsze ale nie mam już na to sił ani czasu. Z resztą tu jest nieprawdopodobnie pięknie.

Zaczęło mocno wiać, więc nie rozsiadam się by odpocząć, ale jest tu bardzo dużo miejsca by spędzić więcej czasu w spokoju. Jak zwykle tęsknie patrzę na porwaną grań Rohaczy i rozpoznaję z góry Rohackie Stawy nad którymi byłam całkiem niedawno.

Z drugiej strony znajome szczyty polskich Tatr. Widać Trzydniowiański Wierch na którym byłam zimą, Starorobociański, Czerwone Wierchy, żeby wspomnieć tylko te najbliższe.

No cóż wiatr pacha mnie do zejścia. Tym razem zostawiam Wołowiec z tyłu i schodzę na słowacką stronę.

Przełęcz Zabrat.

Podeszłam od punktu wyjścia 1150 metrów górę teraz pora wytracić to przewyższenie. Zejście jest strome i niestety piarżyste. Niedawno sporo padało więc kamyczki w miarę się trzymają podłoża, ale w suchy czas uciekają spod nóg i nietrudno o upadek. Dlatego pamiętaj o ubezpieczeniu nawet kiedy idziesz na łatwy szlak na Słowacji. Kosztuje to ok 4 zł a może być w razie czego bardzo pomocne. Oby nigdy, ale wiesz jak to jest, wypadki chodzą po ludziach.

Weszłam w rytm i tylko czasem zatrzymuję się by zrobić zdjęcie. Uwielbiam widok Smutnej Doliny z tego zejścia. Zaczyna się złota godzina, tym bardziej jest pięknie.

Zabrat jest skrzyżowaniem szlaków. Mam teraz dwie opcje by dojść do punktu wyjścia. Albo żółtym szlakiem do Latanej Doliny albo zielonym do Rohackiej. Tym razem wybieram zielony. Oczywiście jest bardziej stromy ale znam go dobrze i wiem, że jest krótki. Doprowadzi mnie do Tatliakowej Chaty skąd asfaltową drogą zejdę na parking.

Powrót na parking Rohacką Doliną.

Można by mieć wątpliwości po co wracam asfaltem skoro mogę wygodnym leśnym szlakiem? Powód jest prosty: wyszłam dość późno, bo około południa. Nie… nie jestem śpiochem 🙂

To było celowe i jak się okazuje skuteczne posunięcie. Do niedawna wychodziłam na szlak skoro świt. Ale zauważyłam ostatnio, że mnóstwo osób wychodzi o poranku i już od rana maszeruje się w tłumie, zwłaszcza na bardziej popularnych szlakach. Obliczyłam, że wycieczka zajmie mi ok 8 godzin, zachód słońca przewidziany był na 20:30 stąd taka późna pora wyjścia.

Wieczorem na leśnym szlaku nie trudno o spotkanie ze zwierzętami. Pomyślałam, że asfaltowa opcja będzie bezpieczniejsza także na wypadek gdybym zamarudziła zbyt długo i musiała schodzić w ciemności.

Znajomą mi już drogą dotarłam do samochodu. Było już jednak zbyt późno na efektowny zachód słońca. Do domu dotarłam już w kompletnych ciemnościach. To był przepiękny dzień i wspaniała trasa, którą przeszłam niemal samotnie mimo wakacji. Bardzo polecam 🙂

Odrobina statystyki

Odległość18,5 km
Czas8:30 h
TrudnośćŚrednia- nie ma technicznych trudności ale
przydaje się kondycja-sporo stromych podejść i zejść.
Przewyższenia1151m

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *