Odkąd pierwszy raz usłyszałam tę nazwę na czyimś kanale na youtoobie, „chodziło” za mną, by tam pójść. Skoruszyna, jak to pięknie brzmi. Zakochałam się w nazwie, bo filmik bardzo mocno amatorski raczej nie zachęcał. Jakiś mężczyzna mówił, że jest tam zamknięta wieża, mocno chybotliwa i że widoki coraz bardziej zarastają drzewami. I że tylko piersiówkę wiśnióweczki wypitą na wieży wspomina z przyjemnością, bo to zima była.
Hmm rekomendacja słaba a jednak ciągota nie ustawała. Wielokrotnie przejeżdżałam przez Oravicę jadąc np do Rohackiej Doliny i pomysł powracał. Oravica jest wspaniałą bazą wypadową. Ostatnio szłam stąd na Magurę Witowska o czym przeczytasz TUTAJ. Są tu baseny termalne, wyciągi narciarskie, trasy rowerowe i kilka ciekawych szlaków.
Skąd najlepiej wyjść na Skoruszynę?
Studiowałam mapę wiele razy szukając odpowiedniej pętelki.
Z Brezovicy
Najpierw myślałam o wyjściu z Brezovicy przez zaznaczoną na mapie wieżę na Ostrym Wierchu. Niestety znalazłam zdjęcia tej wieży i przypomina bardziej ambonę myśliwych niż wieżę widokową i zrezygnowałam z tego pomysłu.
Z Zabiedova
Kolejny plan to pętelka z Zabiedova i myślę, że kolejny raz wybiorę się właśnie tym szlakiem. Wydaje się być widokowy i ciekawy.
Z Oravicy
I z miłości do Oravicy wybrałam tę trasę. Żartuję, miłość to jedno, ale znalazłam inne rekomendacje, które obiecują piękne widokowe polany a te bardzo lubię 🙂
Zaparkowałam przy ulicy jak zwykle, bo parking przy wejściu na szlak był już zajęty i ruszyłam czerwonym szlakiem. Mijam karczmę. Jest chyba dość popularna wśród Słowaków. Sporo ludzi siedzi na leżaczkach nad potokiem. Stoły na zewnątrz uginają się od piwa i różnego jedzenia, dzieci bawią się w piaskownicy, gra muzyka, palą się grille. Może nie jest tu zbyt pięknie ale tak swojsko, domowo.
Szlak najpierw prowadzi szutrową drogą przy której wybudowano domy letniskowe, by przejść w polną, prawie samym środkiem ogromnej łąki. Teraz jest cała w kwiatach! Nie znam się na roślinach, ale rozpoznaję niezapominajki i koniczynę. Są też takie małe żółte kaczeńcopodobne i drobniutkie białe. Pięknie szumią trawy. Chociaż dzisiejszy dzień jest dosyć chłodny to lasy które rosną wokół sprawiają, że jest zacisznie, spokojnie, gorąco.
Odwracam się a tu takie widoki, że dech zapiera w piersiach !!! Tak dawno nie byłam w Tatrach a tu są na wyciągnięcie ręki. Od Giewontu, przez polskie Tatry Zachodnie na Osobitej kończąc.
Raj na ziemi. W dodatku jest tak spokojnie, cicho, nikogo na szlaku. A przejrzystość powietrza doskonała.
Łąka ciągnie się bardzo długo, przyjemnie nabieram wysokości, robię dziesiątki zdjęć 🙂 Szlak na chwilę wchodzi między drzewa by znowu otworzyć się na przepiękne widoki. Kolejna polana przede mną. Widzę ogrodzoną zagrodę, dalej kolejną i stary kamper. Domyślam się, że bacowie z owcami wrócą tu na noc. Nagle słyszę ujadające psy pasterskie. Jeden biegnie z prawej, drugi z mojej lewej strony. Mocne szarpnięcie łańcucha powstrzymuje je przed atakiem. Stają i przyglądają mi się uważnie, jakby myślały: będziesz wracać to cię dorwiemy.
Oczywiście w mojej głowie już to wszystko widzę. Wyobrażam sobie jak biegną na mnie niczym nie powstrzymywane, otaczają i groźnie warczą. Czy znajdzie się ktoś, kto je powstrzyma? Już raz tak miałam, skończyło się na porwanych spodniach ale strach pozostał.
OK. Pomyślę o ty później, jak Scarlet O’Hara.
Przechodzę przez kolejną cudowną polanę. Jak na razie trasa marzenie ( pomijając psy, oczywiście ). Dochodzę do drogi, którą przecinam i wchodzę w ciemny, chory las. Po tak pięknych panoramach widok zniszczonego lasu jest bardzo smutny. Szlak jest bardzo stromy, ale nie trwa długo i wchodzę na grzbiet. Tu jest już bardzo ładnie. To chyba ostatni moment na tak przyjemny leśny spacer. Muchy i komary jeszcze nie dokuczają, wiatr przyjemnie szumi w koronach drzew.
Po raz pierwszy spotykam turystów na szlaku 🙂 Okazuje się, że to grupka z Oświęcimia, chyba fani Skoruszyny, bo są tu po raz dwudziesty!!! Ucinamy sobie dość długą pogawędkę. Oni zawsze wchodzą i schodzą tym samym szlakiem, jest ich czwórka, więc lekceważą moje obawy związane z psami.
-Przecież są uwiązane, nie ma się czego bać.
Wychodzę na odsłoniętą część szlaku. Tym razem widać nie tylko Tatry ale też z drugiej strony Babią Górę i Gorce. Do szczytu już niedaleko.
Skoruszyna i wieża na szczycie.
Szlak na Skoruszynę nie jest długi. Po dwóch godzinach miłego spaceru jestem pod wieżą. Jest tu duża polana z zadaszoną wiatą, sporo ławeczek i miejsca na ogniska. Poza tym szczyt jest zalesiony.
Wieża nie należy do takich, do których się przyzwyczaiłam. Ma dwa poziomy na które prowadzi metalowa, niemal pionowa drabina.
Hmmm wchodzić? Nie wchodzić? Skoro tu przyszłam to idę…. Zostawiam plecak i kijki na dole, przez ramię przewieszam aparat fotograficzny, telefon do kieszeni i zaczynam wspinaczkę.
Krok po kroku, szczebel za szczeblem, powoli idę na górę. Nie patrzę pod nogi. Koncentruję się na każdym kolejnym kroku.
Jest pierwsza platforma a na niej ławeczka ale nie wchodzę. Jest w połowie drzew, więc widoków spektakularnych nie ma a jestem w transie krokowym, nie chcę z niego wypaść. Kolejny szczebel i jeszcze jeden. Ręka, ręka- noga, noga- stop- kolejny stopień aż do samej góry.
Wreszcie jestem 🙂 Rozpościera się ładny widok na Jezioro Orawskie i Babią Górę. Z drugiej strony Tatry ale lekko, no może ciut więcej niż lekko zasłonięte przez korony drzew. Widać Wielki Chocz, Siwy Wierch i dalsze szczyty słowackich Tatr Zachodnich. Ale muszę przyznać, że po drodze z polan widoki tatrzańskie były bardziej spektakularne.
Wejść weszłam, a jak zejść ?!?! Zrobię tak samo jak z wejściem tylko odwrotnie. Nie patrzę w dół, ostrożnie stawiam stopy. Na szczęście jest sucho, buty stabilnie trzymają się prętów. Ale i tak stres usztywnia moje ciało, więc kiedy jestem już na dole moje spięte nogi aż drżą z emocji. Czy warto było tak się bać? Raczej nie.
Powrót do Oravicy
Ponieważ jestem zwolenniczką pętelek, to i tym razem wypatrzyłam taką na mapach cz. Najpierw schodzę czerwonym szlakiem. Pomiędzy drzewami widać piękne panoramy tatrzańskie. Lekko tracę wysokość. Szlak jest leśny, bardzo przyjemny. Dochodzę do rozwidlenia szlaków i wybieram zgodnie z planem zielony, który ostro skręca w lewo.
Początkowo go nie zauważam i błędnie idę inną drogą, ale szybko się reflektuję i powracam na właściwą ścieżkę. Nie zauważyłam jej, bo była już zarośnięta trawą, ale po chwili zamienia się w wyraźną leśną drogę. I lepiej na niej pozostać, bo sam szlak po chwili skręca w las i tu zaczynają się przeszkody. Zwalone drzewa, pnącza zahaczające się o stopy a w końcu szlak staje się tak niewidoczny a oznaczenia rzadkie, że polegam tylko na nawigacji.
Brodzę po mokradłach, schodzę stromiznami, już sama nie wiem czy jestem w dobrym miejscu. Nareszcie jest! Droga rowerowa, którą przecinałam idąc pod górę. Trawersuje ona całą Skoruszynę. I tak dreptam nią godzinę aż do czerwonego szlaku, którym zejdę opisanymi wcześniej łąkami do Oravicy. Ale nie ma tak łatwo…
Przygoda z psami.
Chciałabym tak sobie zejść, nacieszyć się złotą godziną, odpocząć ale…. Już schodząc z drogi na łąkę słyszę beczenie owiec, szczekania psów, nawoływania baców. Właśnie tego się obawiałam. I co ja teraz zrobię?
Pomyślałam, że lasem obejdę polany i zejdę alternatywnie, na przełaj nie spotykając tego owczarskiego towarzystwa. Niestety las był tak gęsty, że nie sposób się było w niego wbić. Zawróciłam na szlak.
Pierwszą polana zeszłam spokojnie, ale gdy tylko weszłam na kolejną, na której pasterze i owce mieli swoje schronienia wypatrzyły mnie psy. Stanęłam jak wryta gdy siedem ogromnych, białych czworonogów otoczyło mnie. Jeden szczekał a reszta leżała koło mnie i czekała na mój krok. Właśnie tego się obawiałam !
Zaczęłam nawoływać Halo!!!!! Halo!!!! Proszę tu podejść!
Pasterze dopiero teraz zauważyli mnie na drodze. Jeden z nich podniósł się i zaczął iść w moją stronę. Psy się też ruszyły i popisując się przed panem zaczęły szczekać i mnie okrążać.
-Niech pani idzie! Nic nie zrobią! krzyknął pasterz.
Przynajmniej tego się domyśliłam, przecież nie rozumiem co mówi 🙂
-Mowy nie ma! Proszę zejść ze mną, boję się! -prosiłam
Stałam w bezruchu aż podszedł i odwołał psy. Wtedy dopiero zaczęliśmy schodzić. On coś mówił, ja coś mówiłam. Prawdopodobnie on tak samo mnie nie rozumiał jak ja jego:) Ale to nie szkodzi. Był miły, spokojny, odprowadził mnie do końca polany, pożegnał się i chciał odejść.
-Zaraz, zaraz. A co z psami na kolejnej polanie?
-Są na łańcuchu. -odpowiedział. Może pani iść 🙂
No to poszłam, psy odeszły razem z pasterzem a owce pobiegły za mną 🙂 Dopiero jeden, najmniejszy szczeniak wrócił, pobiegł za owieczkami i skierował je do zagrody. Psy na łańcuchach skupione na stadzie owiec początkowo mnie nie zauważyły, a potem tylko zamruczały z niezadowolenia. Nawet nie patrzyłam na nie tylko szłam swoją drogą. Minęłam mały lasek i usiadłam z wrażenia w wysokiej trawie.
Jestem bezpieczna, nic się nie stało.
I tak łatwa i niedługa wycieczka na Skoruszynę stała się świadkiem kilku przygód. Były emocje, strach, zagubienie i piękne widoki.
To był mimo wszystko bardzo dobry dzień 🙂 Szlak bardzo polecam 🙂
Garść statystyki
Odległość | 15km |
Czas | 5,5h |
Przewyższenie | 609m góra/dół |
Trudność | Pomijając wejście na wieżę szlak bardzo łatwy |
Piękne widoki, soczyta cudowna zieleń. Ale przygody z psami nie zazdroszczę… Totalnie nie mam do tych pasterskich zaufania i się ich boję, bo miałam już spotkanie z 3, ale 8 robi dopiero wrażenie…
Ja też raz weszłam między owce zachęcona przez pasterza: Nic pani nie zrobią, nie pani idzie. Wystarczył krok i mnie jeden chapnął za łydkę tak mocno, że miałam siną miesiąc. A ten juhas nawet nie zareagował. Teraz się bardzo boję takich psów, bo zdaję sobie sprawę, że one muszą bronić stada. A jak jest ich tyle i okrążają to dopiero jest wrażenie….
Dziękuję Agnieszko za komentarz, pozdrawiam 🙂
Mnie by ta wiśniówka wypita na chybotliwej wieży zimą zachęciła 🙂 A wycieczka piękna, dawno nie byłem w górach po drugiej stronie granicy…
No ja wiem 🙂 Wiśniówka płynie w żyłach i dodaje odwagi 🙂 Lubię Słowację, tak bardzo lubię że chętnie bym tam zamieszkała. Pozdrawiam 🙂