Liptowski Zamek na Słowacji.

Liptovski Hrad

Opowiedziałam o pierwszym dniu w Górach Choczańskich. O tym jak zdobyłam Wielki Chocz, o pięknie wsi Lućky i jak zwykle parę przemyśleń. Nad Liptowskim Jeziorem spędziłam noc. Wschód słońca tak mnie zauroczył, że wróciłam tu na noc i powiem Ci, że to była doskonała decyzja. Kolejnego dnia miałam w planie Liptowski Zamek.

Wschód słońca nad Liptovską Marą.

Wschód słońca był niesamowity! Obudziłam się jak zwykle o 5, jeszcze było ciemno, ale tuż powyżej konturu szczytów Tatr zaczęła pojawiać się delikatna jaśniejsza kreska. Zmieniała kolor od fioletu, przez purpurę, różowy a nawet pobłyskiwał gdzieniegdzie szafir. Otworzyłam tylną klapę samochodu i patrzyłam zachwycona. Jestem team WSCHÓD SŁOŃCA 🙂 więc niestraszne mi pobudki tylko po to, żeby przywitać dzień.

Dzień wcześniej świat spowijały mgły przez które ledwo przebijały się promienie a dziś Liptovska Mara czyli słowackie morze było przejrzyste, a nad nim Tatry Zachodnie. Nad brzeg jeziora miałam tzw. rzut beretem, więc nawet nie zamykałam samochodu i poszłam w kierunku wody. Nieustannie, niezmiennie zachwyca mnie magia wschodzącego słońca i zmian jakie następują na niebie.

Liptowski Zamek z Bukoviny.

Tak po prawdzie pętelka jaką miałam pierwotnie iść biegła ze wsi Kalameny niedaleko Lućky ale gdy tam podjechałam zauważyłam szlaban i małe pole kempingowe. Nawet nie wiem czy to było prawdziwe pole kempingowe czy tylko po prostu parking dla kamperów. Parkingów jest tam kilka, ale każde z nich poutykane na poboczu. Hałas i mnóstwo ludzi mimo wieczornej pory mnie odstraszył. A gdy już dojechałam nad Liptowskie Jezioro zauważyłam, że nie tylko z Kalamenów można wejść na szlak ale także z Bukowiny czerwonymi znaczkami.

Na mapie droga w Bukovinie na początek szlaku wydawała się być asfaltowa. No cóż, była tylko fragmentami. Uważajcie, to dwa kilometry wertepów! Dziura na dziurze…. masakra. Z każdym tąpnięciem przepraszałam autko. Jak ja nie lubię takich offroadów, ale jechałam dalej.

Wreszcie koniec. Dojechałam na miejsce. Jest tu sporo miejsca do zaparkowania. Kijki w ręce i w drogę 🙂

Jest to czerwony szlak, który doprowadzi mnie do samego zamku. Początkowo idę lasem, droga jest dosyć stroma i poniszczona zwózką drewna ale potem wchodzę na polany. Widać z nich Tatry i o dziwo mgiełki pod nimi. Ten odcinek nie jest długi i na Przełęczy pod Kralovou łączy się z żółtym z Kalamenów.

Sedlo pod Kráľovou.

Sedlo pod Kráľovou robi na mnie ogromne wrażenie. Zielone łąki a nad nimi szczyty gór. Niesamowita przestrzeń. Uwielbiam takie tereny. Jest wcześnie, ale już widzę grupkę mężczyzn maszerujących szlakiem z Kalanenów pod górę. Jeden z nich wskazuje na mnie i myśląc, że nie słyszę komentuje to, że idę sama: a ona nie boi się tak sama w las iść?

Sama na szlaku.

Czy powinnam się bać? I kogo albo czego mam się bać?
Czy oni idą w piątkę, bo baliby się samotnej wycieczki na zamek?
Przyznaję, że czasem się boję. Na przykład wtedy, gdy szłam na wschód słońca na Babią Górę i z Krowiarek nikt oprócz mnie nie szedł. Każdy szelest mroził mi krew w żyłach. Albo gdy zimą szłam na Czerwone Wierchy i szlak był zasypany, nie widziałam śladów- oj wtedy bałam się bardzo. Albo gdy szłam Orlą Percią adrenalina sięgała zenitu.
Ale nie przyszło mi na myśl, że miałabym się bać idąc w piękny letni dzień na wycieczkę popularnym szlakiem.

Także nie, zwykle nie boje się. Ale czasem tak.

Szlak na Liptovski Zamek.

Szlak z przełęczy jest zarazem trasą edukacyjną. Czytam historię budowania zamku, inne tablice pokazują faunę i florę okolicy. Przystaję, trochę czytam, rozumiem trzy po trzy ale staram się 🙂 Raz po raz oglądam się za siebie. I nie po to, żeby sprawdzić jak daleko odstawiłam panów, tylko dla takich widoczków 🙂

Liptovski Hrad

Bardzo przyjemna droga prowadzi mnie do ….. drabinki . Jestem pewna, że jej nie było kiedy powstawał zamek, ale współcześnie nie ma możliwości innego wejścia od tej strony. Nie mam z tym problemu, bo mój lęk wysokości nie jest duży, ale uprzedzam jeśli masz ochotę wybrać się tutaj z dużym psem albo z dzieckiem. Dla osób z lękiem wysokości polecam wejście szlakiem, którym będę schodzić, ale o tym jeszcze wspomnę.

Ochoczo wdrapuję się na górę a tam niespodzianka. Zwykle spodziewam się fragmentów murów a ta przestrzeń robi wrażenie z kilku powodów.
Piękne, drewniane mostki, fosy, fragmenty studni, murów, pieca. Wiata, gdzie można odpocząć, kilka ławeczek umiejscowionych w widokowych miejscach. a widoki rewelacyjne!

Nie ma co się dziwić, w końcu to najwyżej położony zamek na Słowacji a podobno także w całej Europie Środkowej. Nie był duży, ale zważywszy, że powstał w XIII wieku podziwiam budowniczych. Widoki równie piękne jak z pobliskiego Wielkiego Chocza, który góruje nieopodal. Mój wczorajszy cel 🙂 Piękny widok na Tatry i Liptowskie Jezioro, Tatry Niżne, Fatry.

Jest tam tak pięknie, że nawet jeśli Cię nie interesują ruiny to widoki skradną serce. Mam dużo czasu, dzisiaj to mój jedyny spacerowy cel. Siedzę tu dość długo, czytam książkę, jem śniadanie. Przychodzi coraz więcej osób. Na prawdę warto tu przyjść, bardzo polecam.

Zejście niebieskim szlakiem do Kalamenów

Można oczywiście zejść tym samym szlakiem, jest to opcja najkrótsza, ale z zamku prowadzi jeszcze jeden szlak- niebieski. Wychodząc nim ominiemy drabinkę, która dla niektórych może być poważna przeszkodą.
Jest dość stromy. Ziemna ścieżka wije się między drzewami, czasami tylko zmieniając się w piarżystą. Po drodze jest też kilka punktów widokowych. Szybko tracę wysokość. Dochodzę do ogromnej polany a dalszy ciąg zejścia wiedzie szerokim duktem leśnym, który łączy się z drogą.

Tutaj stoi następna wiata, jest tu także możliwość nabrania wody, Pod dachem są lawy i stół a na nim… plansza i kamyczki. Kto zagra w warcaby? Nie grałam w nie chyba ze 30 lat ! tym razem żałuję, że jestem tu sama 🙂 Chętnie przypomniałabym sobie grę z dzieciństwa.

Termalny basen (?)

I tak dochodzę do parkingów o których wspomniałam na początku. Miedzy nimi dziura w ziemi wyłożona kamieniem, jakby basen. Obok mniejszy brodzik, a tam mnóstwo ludzi. Gra muzyka, dzieci dokazują, ludzie prażą się w słońcu inni moczą w termalnych źródłach. Jest zabawa 🙂

To prawie koniec 😉

Gdyby tu zacząć wycieczkę -tak jak zamierzałam- byłoby po wszystkim a tak czeka mnie jeszcze srogie podejście. Czy to zmęczenie wczorajszym dniem, czy gorąco daje się we znaki? Tak czy siak dreptam noga za nogą i psioczę pod nosem, że na koniec jeszcze taka góra mi została 🙂 🙂 🙂 W dodatku nie ma gdzie usiąść, bo chociaż południe minęło, to rosa na trawie w cieniu ma się całkiem dobrze 😉

Wystarczy troszkę cierpliwości, liczę do 100, zatrzymuję się, potem do 50 i tak docieram do czerwonego szlaku. Teraz 15 minut z górki. Jak ja szybko zapominam o narzekaniu, że wysoko i daleko 🙂 🙂 🙂
I to już koniec mojego choczańskiego weekendu. Mam już kilka pomysłów na powrót tutaj. Blisko granicy, przepiękne panoramy, wodospad, Orawskie Jezioro. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Miłe leniuchowanie nad wodą, szlaki łatwe i te trudniejsze, łąki, ruiny. Bardzo polecam

Troszkę statystyki

Dystans9km
Czas3,5 h
Przewyższenia550m↑↓
Trudnośćłatwy ( trudność drabinki)

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *