Wielki Chocz -czerwonym szlakiem z Lućky

Wielki Chocz

Wielki Chocz to jeden z hipnotyzujących szczytów, podobnie jak Babia Góra w Beskidach albo Krywań w Tatrach. Jego charakterystyczna sylwetka przyciąga wzrok. To z jego perspektywy określamy położenie sąsiednich pasm. Taki drogowskaz… chociaż to chyba niebyt precyzyjne określenie hmmm. Ale za to wiadomo o co chodzi więc niech zostanie 🙂

Szlaki na Wielki Chocz

  • Byłam już raz na nim z drugiej strony. Wchodziłam na szczyt czerwonym z Jasenovej, miała być pętelka ale pomyliłam kolory, zamiast zielonym zeszłam niebieskim ( jak często one mi się mylą to aż niepojęte dlaczego… ) i ostatecznie wylądowałam w Valaska Dubova a potem kilka kilometrów wracałam nie dość że asfaltem to jeszcze poboczem bardzo ruchliwej drogi. Tego wariantu nie polecam 🙂 🙂 🙂
  • Z Valaska Dubowej idzie chyba najwięcej osób. Jest to najkrótszy szlak, bez utrudnień z widokami na Małą Fatrę, bardzo przyjemny. Można wracać tym samy szlakiem ale mamy do wyboru letnią i zimową wersję ( częściowo ubezpieczoną łańcuchami ! ) więc od połowy szlaku tworzy się ciekawa pętelka.
  • Tym razem szłam czerwonym szlakiem z Lućky. Dojechałam na początek szlaku i tu zostawiłam samochód przy wiacie wypoczynkowej. Bardzo miła miejscówka i wystarczająco dużo miejsca do zaparkowania. Gdyby tu było już ciasno to nieco wcześniej jest spory parking.
  • Przede mną jeszcze szlaki z okolic Rużomberoka, dokładnie z Likavki. I myślę, że kolejnym razem sprawdzę jak tam jest. Zwłaszcza, że zauważyłam na mapie po drodze ruiny zamku przy czerwonym szlaku i jest opcja pętelki z użyciem niebieskich znaczków ( co jest dla mnie istotne 🙂 )

Jak widać możliwości jest sporo, sam szczyt jest tak niezwykle widokowy, że wejście tutaj sprawi wielką radość. Chociaż uprzedzam, że lekko nie będzie. Trzeba się liczyć z przewyższeniem ok 1000m. Niemniej jednak bardzo warto 🙂

Lućky jak dojechać?

Ja jechałam z Podhala, więc przekroczyłam granicę w Chochołowie, dalej Oravice, Zuberec. Przejechałam niesamowite serpentyny, które zawsze napawają mnie strachem. Z głównej drogi przezd samym Liptowskim Jeziorem skręciłam ostro w stronę miejscowości Basenova. Piękna droga prowadzi wzdłuż jeziora. Akurat wschodziło słońce. Mgiełki lekko przykrywały taflę wody. To miejsce mnie zauroczyło.

Musiałam, no musiałam się zatrzymać i popatrzeć. Tak mi się tu spodobało, że wróciłam wieczorem na nocleg 🙂

Stąd już kilkanaście km do celu. Lućki mnie zaskoczyły. To bardzo zadbana, mała miejscowość, wioska po prawdzie. Jest tu przepiękny wodospad, przypominający te w Chorwacji, wiele szlaków, baseny z wodami termalnymi. To najstarsze uzdrowiska na Słowacji specjalizujące się w leczeniu chorób kobiecych i narządów ruchu.

Przejeżdżam wioskę i na jej końcu znajduję sporo parkingów a przy wejściu na szlak miejsce wypoczynkowe z wydzielonym okręgiem na ognisko i wiatą. To tutaj jest zatoczka na kilka aut. Parkuję i wyruszam w kierunku choczańskiej przygody 🙂 Droga przy której stoję prowadzi do Dolnego Kubina skąd też można tu przyjechać.

Trasa Lućky-Wielki Chocz Jastrzębią Doliną

Początkowo idę drogą asfaltową. Chociaż wiedzie mocno pod górę idzie się łatwo i przyjemnie, zwłaszcza że jestem pełna sił i naładowana energią wschodzącego słońca :). Ciekawa jestem trasy. Czy będzie stromo, piarżyście? Czy mogę się tu spodziewać dzikich zwierząt albo nieokrzesanych turystów 😉 ?

No cóż, albo przyjechałam bardzo wcześnie albo nie jest to zbyt popularny szlak. Do przełęczy Vraca spotkałam raptem kilka osób. Ale zanim dotrę do przełęczy idę ścieżką przez las, przecinam drogę rowerową. Okazuje się, że szlaków rowerowych, utwardzonych jest tu sporo. Wykorzystam to w powrotnej drodze a tymczasem zatrzymuję się na pierwszy postój przy wiacie, która może także służyć za schronienie. Na poddasze prowadzi drabina, a tam suche miejsce w razie potrzeby noclegu w górach.

Niedługo potem rozpoczną się nieśmiale widoki na wapienne, biały skały. Czy to już blisko?
Czeka na mnie dość strome, ale wygodne podejście zakosami. Tam gdzie szlak robi się bardziej piarżysty, niebezpieczny pojawiają się łańcuchy. Teraz gdy idę suchą trasą pod górę nie są mi bardzo potrzebne, chociaż lubię ich dotyk i troszkę sobie pomagam :). Na pewno są pomocne przy schodzeniu, a kiedy jest mokro po deszczu, albo zimą, to tym bardziej doceniam taką pomoc.

Nie powiem, że jest łatwo 🙂 Nie chciałabym tędy schodzić, ale na pewno średnio sprawna osoba jak ja, poradzi sobie ze szlakiem bez problemu. Czasem trzeba stanąć, podyszeć ze zmęczenia i iść dalej 🙂 A widoki pojawiają się coraz piękniejsze.

Mały Chocz

Na przełęczy Vraca nie ma szlakowskazu na Mały Chocz i może to dobrze, bo gdy popatrzyłam w stronę Wielkiego Chocza to widziałam już jaki szlak mnie czeka. Ostro w górę, między kosodrzewiną raz po raz wystawały skupione na stopach ludzkie głowy. Jeszcze pół godziny na szczyt, czyli cel blisko.
W lewo natomiast widać niepozorna ścieżkę. Wg mapy prowadzi ona na Mały Chocz. Trasa wydeptana miedzy trawami, pokrzywami. Przeskakuję zwalone pieńki. Mimo tych niedogodności dróżka jest dobrze widoczna. Idę tak z 10 minut, nie więcej. Robi się coraz gęściej, zdejmuję plecak i zostawiam go w krzakach. Uzbrojona w aparat i telefon wspinam się pod górę.

Nagle jest!!!! Wypłaszczenie zupełnie nagie, jak dla mnie miejsca wystarczająco 🙂 A widoki !!!!! Miodzio !!!!
Przyglądam się mgiełkom tańczącym nad Liptowską Marą, Tatry takie jasne, piękne. Po przeciwnej ich stronie wystają skąpane w porannym słońcu Tatry Niżne. W dole Liptowski Mikulasz. Dalej Wielka Fatra, za nią Mała. Wielki Chocz zasłania resztę. Jak tu pięknie, cicho, spokojnie 🙂 Nawet sobie nie wyobrażasz jakie wzruszenie mnie ogarnia. Duma, że mimo iż czuje się coraz słabsza, podejmuję nadal wyzwania. Dla kogoś to może prosty, łatwy szlak. Dla mnie wysiłek spory i takie widoki są nagrodą, którą przyjmuję z wdzięcznością.

Kocham takie życie !!!

Wielki Chocz

W podskokach schodzę na Przełęcz. Czyli teraz pod górę 🙂 Dreptam noga za nogą. Każdy krok przybliża mnie do celu. Najpierw jest łatwo, chociaż stromo, potem coraz trudniej, pojawia się miejsce z łańcuchem. Niezbyt długi ale bardzo ułatwiający marsz. Mimo, że jest wrzesień pali gorące, oślepiające słońce. Słyszę wzmagający się gwar ludzkich rozmów. Podchodzę do pierwszego widokowego miejsca, tuż poniżej szczytu. Siedzi tu grupka ludzi.

Ale hałas nie pochodzi od nich. Szczyt Wielkiego Chocza przypomina metę zawodów. Krzyki dopingu, dziesiątki ludzi. Niektórzy są turystami jak ja, ale zdecydowana większość to zawodnicy biegu górskiego. Wpadłam jak śliwka w kompot….

Dobrze, że spędziłam sporo czasu na Małym Choczu, który skradł moje serce. Stąd muszę szybko uciekać. Każdy skrawek skały zajęty, a hałas niesamowity. Nawet nie zrobiłam zdjęcia z tablicą pod szczytem, tak bardzo chciałam już zmykać…..Pewnie wrócę tu jeszcze kiedyś, by więcej czasu spędzić w ciszy. Ostatnio wychodziłam na wycieczki późno i to dawało mi względną samotność na szlaku. Tym razem znowu się potwierdziło, że gdybym wyszła później całe to towarzystwo byłoby już na dole, a tak schodziliśmy razem.

To znaczy ja schodziłam a większość zbiegała, więc trzeba było odskakiwać na bok. Przyznam, nie było to miłe zejście. Zwłaszcza, że w pewnym momencie wyłożyłam się jak długa na obsuwających się kamyczkach. Na szczęście nic się nie stało. W razie czego ( oby nigdy nie było potrzeby ) zawsze wykupuję ubezpieczenie. To tylko ok. 4 zł na dzień a poczucie bezpieczeństwa bezcenne.

Schodziłam tak zwanym letnim szlakiem- zielonym. Czerwono niebieskim wbiegali ci, którzy brali udział w zawodach. I tak do Strednej Polany. Prawie wszyscy schodzili do Vlaska Dubowej. Ja też szłam niebieskim ale w drugą stronę w kierunku Likavki. Potem napiszę kiedy z tego szłam odbiłam by powrócić do auta w Lućnej.

Chotel pod Wielkim Choczem

Myślałam, to jakiś żart, ale okazuje się, że można tutaj zostać na noc. Budynek jest w marnym stanie ale zawsze to jakiś dach nad głową, miejsce na ognisko, a w pobliżu źródło wody.

Idę na koniec polany do cienia, odpocząć po emocjonującym zejściu. Jestem mocno zmęczona a przede mną jeszcze sporo drogi. Ściągam buty, piję herbatę, podjadam winogrona. Zostaję tu prawie godzinę. Mija mnie ledwie kilka osób. Cicho, spokojnie. Tak lubię 🙂

Powrót do auta.

Niebieski szlak jest bardzo łagodny. Troszkę pod górę, trochę w dół, ale droga jest szeroka, nie można się zgubić. Zawsze jednak warto sprawdzić od czasu do czasu swoje położenie, żeby się nie zdziwić, nie pominąć zejścia ze szlaku.

Tym razem odejście jest na widocznym skrzyżowaniu. Z prawej do szlaku dochodzi czerwony z Likavki a ja zbaczam w lewo, trasą pozaszlakową. Droga jest szeroka, miejscami spokojnie miną się tu dwa ciężarowe auta ;). Trawersuje ona zbocze Małego Chocza. Raz po raz pojawiają się miłe dla oka widoczki. Trasa jest jasna, przyjemna, powoli wytracam wysokość, niemal niezauważalnie.

W pewnym momencie dochodzi do niej trasa rowerowa, którą schodzę do auta. Łagodne zbocze, wysokość wyhamowana zakrętami, przepiękne widoki na koniec dnia. Jestem zachwycona, nigdzie się nie spieszę. Z ulgą ściągam buty i kładę się na wygodnym materacu w aucie. Ciasteczka, woda, książka, delikatne podmuchy wiatru.

Kocham takie życie 🙂

Nocleg

Najpierw myślałam o noclegu u wylotu kolejnej trasy jaką zaplanowałam na ten wyjazd, ale niezbyt mi się tam spodobało i postanowiłam spędzić tę noc na parkingu przy Liptovskiej Marze. Dzień zamknął się cudną klamrą. Wschód i zachód słońca w tym samym miejscu. Żałuję tylko, że nie miałam nic w czym mogłabym zanurzyć się w tej ciepłej wodzie. następnym razem będę pamiętać 🙂

Trochę statystyki

Dystans16km
Czas7/8 godz. z odpoczynkami
Przewyższenia1050↓↑
TrudnośćŚredniej trudności trasa, chociaż dość wyczerpująca.

A sama miejscowość i wodospad zasługuje na osobny wpis 🙂

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *