Było to w długi weekend majowy. Pogoda w dzień wyjazdu była niepewna ale kolejny miał być okienkiem pogodowym. Opieka dla psa zorganizowana, urlop na 2 maja wzięty, trzeba skorzystać z wolności i jechać.
Od wielu lat myślałam o Górach Strażowskich, polecanych zwłaszcza wiosną. Oczywiście główną atrakcją regionu są Sulovskie Skały, na które oczywiście i ja się wybieram, ale skoro wybyłam z domu na dwa dni, to chciałam zobaczyć więcej.


Pierwszego dnia zajechałam do malowniczej wioski Čičmany, o której już na blogu opowiadałam. Ponad wioską góruje najwyższy szczyt pasma Strażov. Ponieważ zupełnie nie znam okolicy zawierzyłam internetowym relacjom, które proponują Zliechov jako klasyczne miejsce na wejście. Z Čičmanów też jest szlak na szczyt, ale po wstępnym rozeznaniu mapy wydawało mi się, że jest leśny a chciałam zobaczyć coś więcej niż drzewa.

Czy zobaczyłam? O święta naiwności i nierozgarniętości… Wybrałam sobie miejsce startu takie, żeby powrócić pętelką na parking. natomiast zupełnie nie zważałam na poziomice na mapie, co poskutkowało wielką nauczką, ale o tym potem 🙂 ….
Zdjęć tym razem dużo nie będzie, bo dzień okazał się być idealny do zwiedzania wioski, ale nie bardzo do górskich wycieczek. Początkowo szłam łąką, ale niedługo potem weszłam w las i to drzewa widziałam cały czas. Czasem jakiś kwiatuszek i rozległe pola czosnku niedźwiedziego. Na pięknej łące zwanej Lúka pod Strážovom pod samym szczytem dochodził szlak z Cićmanów.


Niestety dzień był mglisty i wietrzny i nie mogę pochwalić się widokowymi zdjęciami ze szczytu. Chociaż mimo wszystko świat widziany nawet tego dnia obiecywał piękne panoramy. Poniżej szczytu na wypłaszczeniu zbudowano krzyż widoczny z dołu. Warto tam zejść, bo widać znacznie więcej niż ze szczytu.



Bardzo wieje, więc powracam na Lukę pod Strazovom. Podobno widać stąd Małą Fatrę. Muszę wierzyć na słowo 🙂 Mam gorącą herbatę, znajduję zaciszne miejsce koło drzewa i chwilkę odpoczywam. Mimo niezbyt ładnej pogody ludzi jest sporo. Większość z nich z wielkimi siatami zbiera czosnek niedźwiedzi, którego tu nie brakuje, a jak pachnie!
Z powrotem wracam fragmentem którym tu wyszłam. Są jakieś skróty i ścieżki ale wydają mi się dość strome. Dobre ubezpieczenie to za mało by zaryzykować 😉 Schodzę do Przełęczy Strażowskiej i dalej żółtym szlakiem. Mam nadzieję na zgrabną pętelkę 🙂

Schodzę uważnie, bo jest tu sporo suchych liści z niewiadomą pod spodem 😉 Wg mapy powinnam zobaczyć dwa wodospady a woda to mój żywioł, zwłaszcza w górach. Z miejsca Niedźwiedzia Skała odchodzi ścieżka nad jeden z wodospadów. Widzę go z góry, zejście do jego podnóża wydaje się być bardzo strome a i wodospad niezbyt pokaźny, więc wystarcza mi rzucenie na niego okiem. Za to z Niedźwiedziej Skały widoki przednie.


Nie narzekam. Wprawdzie spektakularnych widoków nie ma, za to wsłuchuję się w muzykę wiatru. Lubię nasłuchiwać jak się zbliża. Szumi daleko, coraz bliżej, już widać lekkie poruszenie liści. A po chwili wielkie drzewa uginają się pod naporem wiatru, który smaga je i tańczy z nimi zanim odejdzie coraz ciszej i ciszej.


Droga mija mi bardzo przyjemnie. Chyba wytraciłam już całą wysokość nabrana w ciągu podejścia. Idę dość długo. Szukam zielonego szlaku, którym powrócę do auta.
I to właśnie tego fragmentu nie obejrzałam zbyt dokładnie na mapie. Idę ostro pod górę. Góry Strażovskie, chociaż niebyt wysokie, okazują się być bezlitosne. Na niecałym kilometrze trasy mam 300m przewyższenia! Łydki palą, a szlak jest tak stromy, że chociaż przyszła mi do głowy myśl, żeby zawrócić to jednak kolejna myśl sabotuje tą pierwszą : schodzić po tej grapie? nie ma mowy!


No to jak już idę, to prę do góry, walcząc o każdy oddech. Przecież to nie są jakieś mega wysokie góry, musi się to szybko skończyć! Dreptam tak godzinę. Płuca wypluwam ze zmęczenia, siadam na wypłaszczeniu bojąc się, że teraz będę musiała podobnie stromym szlakiem schodzić. Ku mojemu zdziwieniu zejście jest łagodne i bardzo przyjemne. Końcowy etap przechodzi rozległymi łąkami. Mijają mnie rowerzyści i małe grupy turystów. Niebo staje się szafirowe, bezchmurne. To dobrze, bo na jutro mam ambitne plany 😉


Myślę, że jesienią Strażov będzie dobrym wyborem. Roślinność jest tu bardzo różnorodna z przewagą lasów liściastych. Sam w sobie jest dość krótką wycieczką, więc można go połączyć z pobliskim Vapecem na który miałam ochotę wejść jeszcze tego dnia, ale stromizna tak mnie wykończyła, że jak dojechałam do końca wsi Horna Poruba i wysiadłam z auta to ból nóg dał wyraźnie do zrozumienia, że na dziś to koniec chodzenia 🙂

Spałam na dużym parkingu z którego wychodzi czerwony szlak na Vapec, ale równie dobrze można się było zatrzymać na pięknych łąkach powyżej wsi. Tu gdzie byłam znalazłam też odosobnione pastwisko z widokiem na zachodzące słońce. Po takim wysiłku spało mi się znakomicie. Ale już tutaj zaznaczę, że o ile na Strażov raczej się więcej nie wybiorę to Vapec jest miejscem, które trzeba koniecznie zdobyć. Jest wspaniały, widokowy, wapienne skały przypominają nasze Pieniny, ale o tym będzie w kolejnej opowieści.

Odrobina Statystyki
Dystans | 11 km |
Czas | 4,5/5h |
Przewyższenia | 854m |
Trudność | Szlak dość stromy, potrzebna niezła kondycja. |

Dziękuję za inspirujący artykuł, opis przygody w Górach Strażowskich jest pełen ciekawych spostrzeżeń i praktycznych porad dla miłośników górskich wędrówek. Szczególnie doceniam szczegółowe informacje o trasie, warunkach terenowych i pięknie przyrody. Mimo mglistej pogody, artykuł przekazuje uczucie radości z odkrywania nowych miejsc i poznawania uroków górskiego krajobrazu. Czekam na więcej relacji z górskich wypraw
Bardzo mi miło. Kocham wędrówki i nawet gdy pogoda nie sprzyja mam z nich wiele radości, chociaż wiadomo, chciałoby się ,żeby zawsze świeciło słońce, na niebie szybowały obłoczki a czyste, krystaliczne powietrze pozwalało sięgać wzrokiem wiele kilometrów w dal:) Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do lektury kolejnych moich wycieczek 🙂