Na sierpień czekam cały rok właśnie po to, żeby się wybrać w zatopioną w fiolecie wierzbówki kiprzycy Rakuską Dolinę. Jest to jedna z moich ulubionych tatrzańskich tras. I to nie ma znaczenia z której strony zaczniecie.
Tym razem zostawiłam auto w Tatrzańskiej Jaworzynie i autobusem pojechałam do Tatrzańskiej Kotliny. Stąd przez Chatę Plesnivec, Vielkie Biele Pleso, Kopskie Sedlo wróciłam do auta. Ale można to zrobić odwrotnie albo jeśli jest was więcej i macie dwa auta to rozstawić je dowolnie. Można też pojechać dalej i wejść na szlak, którym będę cię prowadzić z Kieżmarskich Żlabów.
Gdzie zaparkować?
Niestety możliwości parkowania nie widzę zbyt dużo. Pocieszające jest to, że tłumów tu nie ma i jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żebym odjechała z kwitkiem. Zaraz za przystankiem autobusowym koło poczty jest niewielki parking ( kiedyś bezpłatny, teraz nadzorowany) Kilka aut stanie bezpośrednio przy drodze, jest też niewielka polanka koło kościółka. Ja tym razem zaparkowałam na placu przed kościołem. Wstyd się przyznać ale dopiero wieczorem zauważyłam znak zakazu wjazdu, więc nie zachęcam do naśladowania ….
Komunikacja publiczna
TUTAJ masz aktualny rozkład jazdy autobusów z Łysej Polany do Popradu i z powrotem (rok 2023). Możesz wykorzystać to organizując sobie wiele innych wycieczek: na Polski Grzebień, Stawów Kiezmarskich, Bachledówkę, Żdiaru albo Lodowej Przełęczy. Niech mapy i wyobraźnia podpowiedzą możliwości. Za przejazd z Tatrzańskiej Jaworzyny do Tatrzańskiej Kotliny zapłaciłam 2,10 euro.
Chata Plesnivec
Czas rozpocząć wycieczkę, bo pewnie już cię nudzą te przygotowania 🙂 Dojazd, parkowanie, czekanie na autobus…. a czas płynie 🙂
Dolina Siedmiu Źródeł. (Dolina Siedmich prameňov).
Dojeżdżam do Kotliny i wyznaczonym szlakiem kieruję się do Chaty Plesnivec. Nie kończą się jednak wybory 🙂 Na rozstaju dróg możemy kontynuować wycieczkę zielonym, leśnym szlakiem albo iść żółtym. Czas przejścia jest podobny, ale żółty szlak wiedzie Doliną Siedmiu Źródeł, która często nazywana jest ogrodem botanicznym Tatr z uwagi na różnorodność i bogactwo przyrody.
Droga jest wygodna, szeroka, może tędy zaopatrywane jest pobliskie schronisko? Szumią potoki, a wysokie drzewa zapewniają cień. W taki letni, upalny dzień to zaleta nie do przecenienia. Chłód od wody, kilka mostków. Wprawdzie spektakularnych widoków tu nie zaznamy, ale przyjdzie jeszcze na to czas.
Delikatnie nabieram wysokości, idzie się przyjemnie, lekko pod górkę. Przekraczam kilka mostków, cały czas idę wzdłuż potoku. Kiedy szlak zaczyna być coraz bardziej stromy a szum wody przybiera na sile to znak, że zbliżam się do niezwykłego miejsca. Czy to są wodospady? Czy cieki wodne? Kaskady? Wyglądają przepięknie.
Cały stok lśni zielenią a spienione potoczki przecinają białymi wstążkami całe zbocze. Jestem tu kolejny raz i zachwycają mnie drobniutkie kwiatuszki, szum wody i orzeźwiający chłód powietrza. Siedzę tu chwilkę, wiem że już niedługo dotrę pod schronisko.
Schronisko pod Szarotką.
Z dołu już widać charakterystyczną bryłę budynku z ogromny kwiatem szarotki na fasadzie. Pięknie się prezentuje wśród drzew a za nim ogromne stoki Skalnych Wrót i Bujaczego Wierchu. To jedno z niewielu schronisk do których zaglądam. Zawsze mam cały prowiant i picie ze sobą ale… uwielbiam kofolę 😉 Nalewana z „kija”, zimna w kuflu czy szklance. Ja wiem że to podróba, że słodki ulepek i w ogóle niezdrowa. To wszystko wiem a jednak jak ona mi smakuje w górach!!!! No wręcz jak ambrozja! Chociaż nigdy nie piłam ambrozji, ale musi być pyszna 😉
Wiele osób zamawia tu jedzenie, podobno zupy są szczególnie pyszne. Nie zauważyłam żadnych wegańskich opcji, więc zadowoliłam sie swoim prowiantem.
Chata Plesnivec czy Szarotka? Krótka historia miejsca.
Schronisko działa od 1932 roku i początkowo nazywała się „Edelweisshütte”, co z języka niemieckiego znaczy: szarotka. Wcześniej była tu chata pasterska ale pierwsze wzmianki o tym miejscu są z końca XVIII wieku, kiedy pewien poszukiwacz złota wybudował tu małą chatę. Została ona później zajęta przez pozyskujących drewno klonowe do wyrobu kół.
Ostatecznej rozbudowy dokonano w latach 30tych XX wieku. W 1932 roku mieszkaniec Spiskiej Białej Tibor Gresch, członek Ligi Karpackiej i wielki miłośnik Tatr Wysokich, wydzierżawił ziemię od miasta Spiska Biała i przekształcił starą chałupę w dzielnicę turystyczną zwaną Plesnivec. Było to 50 miejsc noclegowych a chata posiadała własną biało-niebieską flagę ze znakiem szarotki alpejskiej. Po wojnie właściciel musiał opuścić Chatę, przechodziła ona z rąk do rąk w komunistycznym państwie. Wreszcie ją zamknięto.
Powtórne otwarcie po przebudowie i modernizacji nastąpiło w 1997r. Ciekawą historię miejsca można przeczytać TUTAJ. Dodam jeszcze, że jest to jedyne schronisko w Tatrach Bielskich.
Do Rakuskiej Doliny.
Wypoczęta, zwarta i gotowa idę dalej. Najpierw czeka mnie dość stromy odcinek szlaku, ale jest tak pięknie, że raz po raz przystaję i jeszcze napawam się widokami. Już niedługo stracę je, bo szlak okrąża Bujaczy Wierch i zaprowadza nas na jego południowo-zachodnią stronę.
Cieszę się, że po drodze widzę sporo wierzbówki- kiprzycy, bo na dole rosła taka przekwitła, biała a przecie dla niej tu idę. Dla pól, łąk fioletowych.
Trzeba się uzbroić w cierpliwość. Idę w górę, potem w dół, lasem wilgotnym ale tutaj raz po raz odsłaniają się widoki. Przechodzę dalej a tu pierwsze spojrzenia na Tatry Wysokie. Słońce wysoko na niebie, pali zdjęcia ale robię co mogę by zachować nie tylko we wspomnieniach te piękne widoki ale też w pamięci aparatu.
Oto jest Rakuska Dolina zwana też Doliną Białej Wody. Idę szpalerem kwiatów a po lewej stronie wyrastają szczyty Wielkiej Świstowej i Kieżmarskiego. Po prawej Bujaczy Wierch i Jatki. Ten widok przypomina mi bajkę o Muminkach 🙂
W dzieciństwie nie przepadałam za bardzo za bajkami ale Dolina Muminków miała szczególne miejsce w moim sercu.
Czekałam aż z pierwszymi powiewami jesieni wróci Włóczykij. Nie pamiętam, żeby opowiadał o tym co widział. On po prostu szedł z otwartymi oczami ciekawy co spotka za kolejnym wzgórzem. Wyobrażałam sobie, że idzie z plecakiem i zawsze uśmiecha się do ludzi. Niewiele mówi, życzliwie słucha. Nie chwali się gdzie to on nie był.
Mijam jedną ogromną kwietną halę, potem znowu idę leśnym duktem by przejść na kolejną. Mimo, że jest połowa sierpnia i często o tej porze wierzbówki zaczynają przekwitać, tutaj większość kwiatów jeszcze się nie rozwinęła 🙁 Byłam tu kilka lat temu gdy wydawało się, że ktoś wylał fioletową farbę, tak było ich dużo aż po same podnóża Jatek. Ale to nic. I tak jest przepięknie i kolorowo.
Bardzo lubię tę dolinę, zwłaszcza wiosną i późnym latem. Mam stąd wiele wspomnień i jest to trasa, którą chyba tylko raz do tej pory szłam sama.
Biały Staw, czyli Veľké Biele pleso.
W Kieżmarskiej Dolinie jest wiele stawów. Najbardziej oblegany jest Zielony i tam zapewne jest dziś tłum ludzi ( gdy wróciłam do domu przeczytałam w poście znajomego, że tego dnia trzeba było czekać do kasy w schronisku przy Zielonym Stawie 40 minut! żeby zamówić kofolę- warto więc wybrać mniej uczęszczane miejsca 😉 ) .
W końcu są wakacje, wolny dzień, przepiękna pogoda. Natomiast do odległego od Zielonego Kieżmarskiego Stawu o 30 minut łatwym szlakiem Trójkątnego i Białego Stawu niewiele osób zachodzi. Dzięki temu jest tu spokój i cisza.
Staw jest przepiękny, ponad nim góruje Jagnięcy. Pływają tu kaczuszki-żebraczki 🙂 Nie są tak natrętne jak te przy Zielonym Stawie, ale przypływają na rekonesans 🙂
Jeszcze całkiem niedawno patrząc na te szczyty marzyłam by na nie wejść. Teraz wiem, że mam ograniczenia i nie wszędzie wejdę.
Co więcej mam wrażenie, że będąc tu gdzie jestem, nad brzegiem Białego Stawu jestem w najlepszym dla mnie miejscu. Pobliskie szczyty otulają mnie, dają mi poczucie przynależności do natury, którą jesteśmy wspólnie częścią. Już nie marzę o każdym szczycie, marzę o poznaniu kolejnych dolin i jezior. Marzę o szumie wodospadów i o orzeźwiającym wietrzyku z gór w upalny dzień.
Czy znowu mi się kiedyś zmieni? Zdziwiłabym się mocno, ale nigdy nie mów nigdy jak mówi poeta 😉
Tutaj dłużej odpoczywam. Przede mną krótkie ale strome podejście na Wyżną Przełęcz pod Kopą.
Wyżne Kopskie Sedlo
Chociaż nie kręcą mnie już ekstremalne wyjścia na najwyższe szczyty Tatr to jednym z moich marzeń nadal jest wizyta na Łomnicy.
To nie jest trudne, ani skomplikowane, wystarczy kupić bilet i kolejką wyjechać 😉 a jednak do tej pory tego nie zrobiłam. 😉
Wyobrażam sobie jak stoję na platformie widokowej, dookoła mnie najwyższe szczyty a między nimi tańczą chmury przeganiane wiatrem. Świeci słońce, orzeźwiające powietrze chłodzi rozpaloną twarz.
Czuję tak ogromne wzruszenie myśląc o tym. Ale boję się, że jak wreszcie kupię ten dość drogi bilet i maleńkim, czerwonym wagonikiem wyjadę na szczyt, to cały świat zasłoni mgła i będzie mi przykro….
Hmm… ale coś czuję, że jednak będzie jak w moich marzeniach 🙂
Kopskie Sedlo.
Na Wyżnej Przełęczy podziwiam jeszcze Okolicę Białego Stawu i Wysokie Tatry. Ktoś siedzi przy stole, inni rozkładają się na trawie. Tłumów nie ma. Z drugiej strony Ogromne Tatry Bielskie, jakże różne od Wysokich, chociaż wzrostu im nie brakuje 😉
Tatry Bielskie są bardzo zielone aż po same szczyty. Z Kopskiego Sedla będę schodziła Doliną Jaworową do auta ale jest jeszcze jeden szlak, którym przez Szeroką Przełęcz można zejść do Żdiaru.
Na przełęczy można zauważyć, że ziemia jest czerwona. To znak obecności rudy żelaza w ziemi, która była wydobywana w tych rejonach w XIX w. Na szczęście pomysł ten nie był zbyt opłacalny z uwagi na duże zanieczyszczenie rudy wiec zaprzestano wydobycia.
Krajobraz jest tutaj znacznie inny niż w pozostałych tatrzańskich rejonach, szczególnie kontrastuje z sąsiednimi Tatrami Wysokimi. Tam szarość i surowość skał a tu zielono aż po same szczyty.
Znam takich co chodzą poza szlakiem przez Jatki na Bujaczy Wierch. Z daleka widoczna jest wyraźnie ścieżka. Kusi… nie powiem, że nie. Tylko, że ja mam w sobie strach przed zakazanym. A sama, to nawet mowy nie ma żebym się odważyła.
A może by tak chociaż kawałek, tak po grzbiecie się przejść i wrócić na szlak ? 😉 Hmm ziarno zasiane 😉
Dolina Zadnich Koperszadów
Pogoda troszkę się psuje, ubieram nawet koszulę, bo przeciąg tu spory i zrobiło się zimno. Przechodzę na Kopskie Sedlo skąd prowadzi najbardziej zaskakujący tatrzański szlak. Przypomina beskidzkie włóczęgi.
Najpierw łagodnie trawersuje zbocze porośnięte kwiatami i trawami. Z drugiej strony doliny jeszcze długo towarzyszy mi Jagnięcy Wierch. Potem idę łąkami z przepięknym widokiem na Murań i Hawrań.
Wojny Pasterskie.
Po drodze mijam ogromny głaz z krzyżami przypominający o wojnie pasterskiej z XVI wieku w tym rejonie. Wypasano tu początkowo tylko woły, potem owce. Łąki były ogromne, pełne kwiatów i ziół. Trawy wyrastały do połowy pasa, tak że zwierzęta nie nadążały jej jeść 🙂 Zazdrościli sąsiedzi mieszkańcom Białej Spiskiej takich żyznych pastwisk, zwłaszcza poddani władcy na Niedzickim zamku oraz ci, mieszkający we Frankowej. Trzykrotnie w latach 1562, 1578 i 1596 miejscowi pasterze musieli walczyć o zachowanie żyznych pastwisk dla siebie. Teraz nieużytkowane łąki coraz bardziej zarastają lasem świerkowym.
Niedźwiedzie i inne zwierzęta.
Niegdysiejszy właściciel części Tatr Bielskich Christian Hohenlohe urządził sobie u wylotu Zadniej Koperszadzkiej Pastwy ogromny, ogrodzony płotem zwierzyniec, którego szczątki można jeszcze spotkać. Jakie hodował tam zwierzęta tego nie wiem, ale na pewno teren Tatr Bielskich jest doskonałym miejscem dla wielu gatunków. Szlaków tu niewiele, turystów też mało.
Ja spotkałam takie oto dwa futrzaki 😉
A tu ławeczka z symbolami kolejnych przedstawicieli lokalnej fauny 🙂
Polana pod Muraniem
Po drodze mamy kilka miejsc, gdzie można zaczerpnąć świeżej wody. Droga staje się coraz szersza i idzie równolegle do strumienia.
To nie tylko szlak turystyczny, jest to także szlak edukacyjny. Po drodze mijamy wiele tablic z opisem charakterystycznej dla tego rejonu roślinności, owadów, zwierząt. Opisane są mokradła i żyjące w potoku ryby. Nie mówiąc o tle historycznym .
Dla wielbicieli smaczków geologicznych jest też wystawka skał jakie spotykamy w Tatrach Bielskich.
Taka wycieczka to nie tylko radość z wędrowania ale też skarbnica wiedzy. Kto chce, ten skorzysta 🙂
Dochodzę do Polany pod Muraniem, już niedługo kończy się moja wycieczka. Mijam leśniczówkę, przechodzę przez mostek za którym idzie cudny szlak na Lodową Przełęcz. Zmęczona ale szczęśliwa po pół godzinie docieram na parking.
To na pewno nie ostatnia moja wizyta na tym szlaku. Bardzo go lubię i o dziwo dopiero drugi raz idę tędy sama. O ile zwykle chodzę bez żadnego towarzystwa, to to przejście pokazałam już kilku osobom. Tak liczę, że to mój szósty raz 🙂 Kto wie, kogo tu jeszcze przyprowadzę? Może Ciebie? 😉
Jeśli zachęciłam Cię do podążenia moim śladem to miło mi będzie przeczytać o Twoich wrażeniach. A na dziś to już koniec …..
Garść statystyki
Dystans | 20km |
Czas | 8h |
Przewyższenia | 1043m↑ 780↓ |
Trudność | Łatwy, żadnych utrudnień 🙂 |
Okolice mają ogromne możliwości. Są tu trasy o różnej trudności i niektóre dostępne także zimą. Jedną z nich jest wycieczka Kieżmarską Doliną nad Zielony Staw, o której przeczytasz TUTAJ. Myślę, że żadna pora roku nie zawiedzie. Bardzo polecam ten rejon Tatr szczególnie dla kochających włóczęgi 🙂
Piękne zdjęcia i ciekawy opis trasy, ciekawostki i przydatne informacje. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie. Ewa
Bardzo się cieszę, że przydał Ci się wpis bo to jedna z moich najulubieńszych tras, którą z całego serca polecam, zwłaszcza teraz jak kwitnie tyle kwiatów i potem w sierpniu gdy wszystko zarośnie wierzbówka. Pozdrawiam i polecam się także z innymi wpisami 🙂