Przeczytałam tę książkę kilka dni temu i nadal żywo „siedzi” we mnie. Przekopałam internet by dowiedzieć się więcej o meonitach, czyli odłamie baptyzmu o bardzo surowych zasadach życia i własnym językiem plautdietsch zbliżonym do dolnoniemieckiego, którym posługiwali się tzw.ruscy meonici.
Czy jednak pochodzenie miało wpływ na zachowanie bohaterów? Głównym tematem książki jest miłość Yolandi do starszej siostry Elfriedy i chęć tej ostatniej do zakończenia życia. Już sam fakt kilkukrotnej próby samobójczej jest trudny dla rodziny a co dopiero kiedy Elf prosi siostrę o pomoc w zabiciu się.
Dlaczego chce to zrobić? Ma kochającą, wspierającą rodzinę. Rodzice mimo zakazów religijnych pozwalali jej na rozwój i kształcenie w najlepszych szkołach muzycznych Europy i Kanady. Jest niezwykle utalentowana a świat szaleje na punkcie jej koncertów. Agent przychyla jej nieba a mąż niemal wielbi. Dlaczego nie ma sił by żyć?
Nie wyobrażam sobie w jak ogromnym bólu i niepewności żyją jej bliscy. Jak zrozumieć tę decyzję? Czy za mało czuje się kochana, czy ktoś zrobił jej kiedyś krzywdę? Czy to gen samobójczy, który spowodował, że ukochany tata i kuzynka odebrali sobie życie? Czy ktokolwiek zna powód? Myślę, że nawet sama Elf tego nie wie i traktuje się jak osobę wybrakowaną.
Elf powiedziała, że jej samotność tkwi w trzewiach, jest niczym worek kamieni, który targa ze sobą z jednego pokoju hotelowego do drugiego, z miasta do miasta.
Depresja to śmiertelna choroba. Tak łatwo reagować na fizyczne symptomy, a co zrobić kiedy najbliższa Ci osoba umiera z nieokreślonego smutku. Przypomina mi to rozpacz znajomej mi osoby, która płakała mi w słuchawkę telefonu: Co mam zrobić? lodówka pełna najlepszego jedzenia a moja córka umiera z głodu !!! Córką mojej koleżanki zajęli się wreszcie dobrzy specjaliści i pokonała anoreksję. Ale w książce pomoc psychologiczna nie wygląda tak dobrze. Byłam wręcz przerażona obojętnością i niemal wrogością lekarza i personelu szpitala psychoatrycznego.
Wbrew pozorom książkę czyta się lekko i nie brakuje tu motywów zabawnych i optymistycznych. Entuzjazm i radość życia mamy bohaterek sprawia, że miałam wrażenie że żyje za siebie, męża i córkę.
Yolada, ta ma trudno: dwoje dzieci, każde z innym facetem, rozwód, brak weny pisarskiej, niezbyt trafione związki, kłopoty finansowe i na dodatek ta prośba od której nie może się wykręcić. Jak mi jej było żal. I jeszcze nastoletnie dzieci, co samo w sobie wróży kłopoty. Czuje się odpowiedzialna za wszystkich, każdemu chce pomóc, gdzie w tym wszystkim odnaleźć siebie? Jak zadbać o siebie? Dobrze, że ma przyjaciółkę na której może polegać, z którą mogą rozmawiać o wszystkim np.:
Rozmawiałyśmy o naszych byłych mężach i o naszych dawnych chłopakach, i o lęku, że już nigdy więcej nikt nie będzie nas pożądał, i że umrzemy samotne, niekochane, we własnym gównie, z odleżynami tak głębokimi, że odsłonią nasze kruche kości, a poza tym czy cokolwiek w życiu zrobiłyśmy dobrze?
Książka jest tak prawdziwa, a dialogi (chociaż bez pauz dialogowych, co mnie czasem wytrącało z płynnego czytania) zwykłe, codzienne. Za to dialogi wewnętrzne przerażająco niepokojące jak ten:
„Ona pragnęła umrzeć, a ja chciałam, żeby żyła, byłyśmy dla siebie wrogami, którzy się kochają”
Książkę bardzo polecam. Jesienne wieczory sprzyjają czytaniu, ale ona się sprawdzi w każdych okolicznościach. Zmusza do przemyśleń. Aż się chce o niej rozmawiać.
Jeśli zainteresowała Cię książka to TUTAJ znajdziesz jej najniższe ceny.