Na blogu jest już kilka zimowych propozycji. Dziś proponuję bardzo widokowe tatrzańskie wejście. Zapraszam na wycieczkę na zimowy Grześ w Tatrach Zachodnich.
Ale żeby nie było za łatwo, trzeba najpierw przejść Doliną Chochołowską. Z jednej strony łatwizna, to jak spacer po parku. Z drugiej sama dolina ma 7,5 km w jedną stronę, czyli z parkingu przy Siwej Polanie do schroniska na Hali Chochołowskiej. To nam czyni 15km, a jeszcze musimy wejść na szczyt Grzesia i z niego zejść. Nie ma lekko, ale warto podjąć ten wysiłek. Gwarantuje Ci, że duma będzie rozpierać Twoją pierś, a serce zapragnie iść dalej na Rakoń i Wołowiec. Widoki powalają na kolana swoim pięknem.


Parkingi, gdzie zostawić auto?
Akurat tutaj miejsc parkingowych nie brakuje. Jak tylko skręcisz z głównej drogi w stronę Doliny Chochołowskiej zobaczysz, że na każdym skrawku łąki są ogrodzone parkingi a panowie naganiacze wchodzą pod koła, by namówić Cię, żebyś zatrzymał się właśnie tutaj. 🙂 Kuszą ubikacjami i wypożyczalniami rowerów.
Ja zawsze jadę do końca. Przed samym szlabanem, na ostatnim parkingu za 20zł stoisz cały dzień. Może na wcześniejszych zapłacisz 5 zł mniej ( chociaż niekoniecznie) ale chce Ci się iść wieczorem dodatkowy kilometr do auta? No chyba, że korzystasz z roweru.
Napisałam, że miejsc parkingowych nie brakuje. I tak jest, ale…. pamiętaj, że w okresie kwitnienia krokusów, czyli w kwietniu, zwłaszcza weekandami przyjeżdża tu miliony (tak! miliony ) turystów by zobaczyć Halę Chochołowską pełną kwiatów. Wtedy może się zdarzyć że nawet tu zabraknie miejsca na auto.


Doliną Chochołowską na Halę Chochołowską.
Bardziej szczegółowo o trasie na halę napisałam we wpisie o zimowym wejściu na Trzydniowiański Wierch. Teraz tylko w skrócie. Połowę tej trasy idziemy drogą asfaltową. Jeżdżą nią też bryczki konne, więc uważaj na końskie kupy. Latem jeździ ciufcia dzięki czemu można zaoszczędzić w nogach ok 4 km w jedną stronę.
Zimą mimo, że droga jest niczym alejka w parku to może być oblodzona, więc nie zapomnij o raczkach !
Po drodze mijamy odejścia szlaków: do Doliny Lejowej, na Iwaniacką i Siwą Przełęcz, Trzydniowiański Wierch, by wreszcie po dwóch godzinach marszu dość na Halę Chochołowską. Niestety nie jest to zbyt atrakcyjna dolina. Jest wprawdzie kilka miejsc bardziej widokowych, gdzie postawiono ławy i stoły przy których można odpocząć. Co jakiś czas pojawiają się wyższe szczyty. Sam spacer jest bardzo miły, ale dopiero Hala Chochołowska daje nam cudowne tatrzańskie doznania.

Jest tutaj sporo szałasów, kaplica przy której Jan Paweł II odprawiał mszę, oraz schronisko. Dolinę otaczają przepiękne szczyty Tatr Zachodnich, szczególnie rzuca się w oczy Wołowiec, chociaż z Chochołowskiej dojdziesz także na Trzydniowiański Wierch Doliną Jarząbczą ( cudny szlak ) i dalej Kończystą i Starorobociański Wierch na Ornak.
Możliwości jest sporo, dlatego schronisko jest świetną bazą wypadową na wiele szlaków, albo miejscem do odpoczynku przez dalszą drogą, jak dziś u nas.




Grześ (słow. Lúčna, 1653 m).
Dzisiejszy poranek był tak bardzo mroźny, że bałam się, iż moja wycieczka skończy się waśnie tutaj, tak wymarzłam. Na szczęście wyszło słońce i zrobiło się bardzo przyjemnie, niemal wiosennie, Jakże miałabym odpuścić ? Nigdy w życiu !!!
Zacisnęłam paski raczków i radośnie ruszyłam na powitanie Grzesia. Tak dawno nie było mnie tutaj. Chociaż nieraz wychodziłam na Wołowiec i inne 30km wyprawy, to aktualna kondycja i możliwości są znacznie ograniczone. Grześ tym razem będzie wystarczającym celem.
Chociaż słońce mocno grzeje i rozbieram się idąc w górę to szlak miejscami jest jeszcze zalodzony. W raczkach to żaden problem. Im wyżej tym widoczki rozleglejsze. Chociaż początkowo trasa biegnie lasem to między drzewami są spore prześwity. Ależ się cieszę, że tu jestem!!!



Bobrowiecka Przełęcz.
Szlak jest bardzo przyjemny i łatwy, dochodzę do odejścia szlaku na Bobrowiecką Przełęcz. To dodatkowe parę minut ale jestem ciekawa, czy widać coś na drugą stronę ? Wiem, że można na nią przyjść z Oravicy, ale zimą szlak jest zamknięty. Kiedyś tędy przyjdę na Grzesia, sprawdzę co to za szlak.
Z przełęczy jednak nic nie widać na słowacką stronę. Dawniej można było wejść na Bobrowiec, jest nawet wydeptana ścieżka, ale teraz nie ma żadnych oznaczeń. Także w drugą stronę widać ścieżkę i nawet ktoś tamtędy szedł. Taki skrót w stronę Grzesia wzdłuż granicy. Jednak nie polecam tatrzańskich pozaszlakowych wyborów.
Ładnie tu ale wracam na żółty szlak.


Dalej na Grzesia :).
Trzymam się szlaku, który teraz trawersuje zbocze dzięki czemu wędrówka jest łatwa i przyjemna. Idę lasem z pięknymi prześwitami. W ten sposób dochodzę do kolejnej przełęczy na której szlak skręca w lewo i zaczyna się bardziej strome podejście. Wąska ścieżka wije się między kosodrzewiną, błękitne niebo nade mną, widoki coraz pełniejsze nie tylko na Tatry Zachodnie i Wysokie ale także na Babią Górę. Już nie idę szybko, trochę sapię 🙂




Śniegu nie ma w tym roku za dużo, więc nie mijają mnie skiturowcy, których zwykle zimą jest tu sporo. Ale i tak bez raczków albo raków nie polecam tu wchodzić. Problematyczne jest zwłaszcza zejście, bo Ci którzy nie maja kolców ratują się zjazdem na pupie, przez co szlak jest trochę wyślizgany.
Wreszcie dochodzę do miejsca gdzie kosodrzewina się kończy a przede mną widać tylko białe zbocze, które z każdym krokiem obniża się odsłaniając cudowne panoramy. Stąd już widać szczyt Grzesia.




Grześ -na szczycie.
Jestem na szczycie 🙂 Radość mnie wypełnia. Czuje w sobie taką moc, że mam ochotę iść dalej na Rakoń a nawet Wołowiec, ale tą przyjemność zostawię sobie na inną wycieczkę. Na szczycie jest słowacki i polski szlakowskaz oraz krzyż. Słońce wysuszyło kamienie na których siedzą turyści. Jest mnóstwo ludzi, gwar. Nie ma się co dziwić, widoki są przepiękne a pogoda doskonała.





Trochę mi tu ciasno :)))) Postanawiam odpocząć niżej. Widoki są podobne a dużo ciszej. Siadam na granicznym słupku i odpoczywam. Czeka mnie powrót tą samą trasą.
Szlak na Grzesia jest przykładem tego, że mając średnią kondycję można być na wysokościach 🙂 i cieszyć się wspaniałymi widokami. Nie przyszłabym tu tylko dla krokusów ale tylko dla Grzesia jak najbardziej 😉 A przecież można pogodzić obie przyjemności 🙂
To był wspaniały dzień i chociaż kiedyś to byłby tylko Grześ, to teraz jestem z siebie dumna, że tu doszłam i z lekkością wróciłam na parking.




Odrobinka statystyki
Dystans | 23 km |
Czas przejścia | 6:15 h. plus odpoczynki. Na szlaku byłam prawie 8 h |
Przewyższenia | 790↑↓ |
Trudność | Szlak bardzo łatwy. |
Inny, przepiękny szlak na Grzesia- nie zimą!!!
Na blogu jest jeszcze jeden wpis z wejścia na Grzesia od strony słowackiej przez przełęcz pod Osobitą. I z Grzesia dalej przez Rakoń z powrotem na początek trasy. Jest przecudowna, koniecznie pomyśl o niej latem lub jesienią 🙂
Osobita- Grześ- Rakoń- Zabrat. Czyli bezludne Tatry Zachodnie w środku wakacji.