Jarmuta- Góra w Małych Pieninach.

Tatry z Rabsztyna

Jarmuta, Durbaszka, Czuprana, Huściawa, Rabsztyn….. coś mi mówiło, że te nazwy nie są przypadkowe. A gdy zaczęłam szukać informacji o tych miejscach to okazało się, że przeczucie mnie nie myliło.

Jarmuta- garść ciekawostek.

– Wulkaniczne pochodzenie

Jarmuta ma kształt stożka i od razu nasuwa się przypuszczenie o wulkanicznej przeszłości góry. Zwłaszcza, że zbudowana jest podobnie jak Wdżar z andezytu – materii wulkanicznej. Zaglądnijcie TUTAJ do wpisu o Wdżarze, jeśli interesuje was wulkaniczna przeszłość Pienin, a także legenda o pienińskim smoku 😉

– Miejsce słowiańskiego kultu

Jarmuta ma właściwie dwa szczyty oddzielone od siebie Przełęczą Matwijową ( kolejna cudna nazwa). Drugi szczy nosi nazwę Czuprana. I jak ? Czy tylko ja mam w głowie wczesnosłowiańskie konotacje? Okazuje się, że legenda mówi, iż na szczycie Jarmuty w czasach przedchrześcijańskich stała pogańska świątynia. A kto to wie jak długo stała ;)? Pewnie tak długo, jak długo w ludziach żyły pradawne wierzenia 🙂

-Ukryte sztolnie

Już w XIII wieku, niejaki Wydźga- rycerz z resztą 😉 poszukiwał tutaj złota.
W XV wieku a później w XVII -tym powstały kolejne kopalnie złota i srebra. Niestety kruszcu było tak mało, że zaprzestano wydobywania. Po tym przedsięwzięciu pozostały dwie sztolnie na wschodnim stoku góry. Każda ma po dwa korytarze długości od 11 do 67 metrów. Aktualnie wejścia do korytarzy są zakratowane, żeby ludzie nie niepokoili zamieszkujące tu nietoperze.
Nawet Jan Długosz szczegółowo opisywał gdzie w Pieninach szukać skarbów, podobnie inni kronikarze, stąd bardzo dużo wiemy o życiu mieszkańców i ich wierzeniach

Jarmuta- szlak na szczyt.

Koniec tych opowieści, idziemy na wycieczkę:)
Jeśli wybierasz się tylko na Jarmutę, to możesz podejść ze Szczawnicy trasą pieszo rowerową, zaznaczoną na mapie kolorem czerwonym. Ale można wykorzystać też całą sieć innych dróżek a nawet wspomóc się wyciągiem na Pelenicę i stamtąd graniowym szlakiem dotrzeć na Jarmutę.

Nie byłabym sobą gdybym nie szukała możliwości widokowej pętelki 😉 A że chciałam przy okazji odwiedzić Rabsztyn- to jeszcze jedno miejsce, na którym nigdy nie byłam, to wymyśliłam sobie trasę z lekka pozaszlakową 🙂

Auto zostawiłam w Szlachtowej, na placu koło cmentarza i wróciłam się główną drogą kilkaset metrów w kierunku Szczawnicy. Znak rowerowy skierował mnie w lewo. Droga prowadzi przez tor paintbollowy, więc należy uważać na ewentualne zabłąkane kule z farbą 🙂 Potem z góry widziałam stadion piłkarski. Szłam tak jak prowadziła droga, prosto na szczyt. Właściwie trudno się tu zgubić, ale myślę że zawsze warto na rozstajach dróg sprawdzić w nawigacji czy idziemy w dobrym kierunku.

Droga szeroka, traktory mogą tu swobodnie jeździć, widać w błocie nie tylko ślady opon ale też mnóstwo tropów zwierząt. Po drodze mijam Jarmutkę, z której zauważam, że na szczyt prowadzi stroma ścieżka, ale można ją okrążyć i wygodnie dotrzeć do celu, co też zrobiłam. Czasu miałam dużo, pogoda piękna, nigdzie mi się nie spieszyło.

Na samej górze stoi wieża przekaźnikowa, widać ją wyraźnie, więc wystarczy kierować się na nią. Na końcu i tak tak wszystkie ścieżki prowadzą na szczyt.

Liście już opadły, dzięki czemu spomiędzy gałęzi widać Tatry i Trzy Korony. Liczę na piękne widoki ze szczytu. Jest cicho, spokojnie, ciepło i mimo długiego weekendu pusto. Trasa jest bardzo przyjemna, chociaż czasem zalega błoto. Ale to przecież listopad, już pora na pluchę.
Szczyt niestety jest dość mocno zarośnięty, ale są prześwity na okolicę, więc nie narzekam. Cieszę sie wycieczką. Chwilę odpoczywam i idę dalej. Dopiero teraz spotykam pierwszych turystów na swojej drodze.

Tatry z Jarmuty

Jak dojść na Rabsztyn?

Widziałam w relacjach internetowych, że mimo braku szlaku wiele osób tam idzie, więc musi być sposób. Pomyślałam, że jeśli będę się trzymać słupków granicznych to powinnam tam dojść….. teoretycznie 🙂
Może jest jakieś przejście ale ja utknęłam przy głębokim jarze i nie odważyłam się do niego zejść. No cóż, jestem uparta i byle przeszkoda mnie nie zatrzyma. Musi być inny sposób.
Obeszłam górę dookoła i „zaatakowałam ” ją z drugiej strony. Znalazłam wyraźną ścieżkę. Wprawdzie było stromo, czasami trzeba było się trzymać ziemi a liście skutecznie maskowały nierówności podłoża, ale dzielnie parłam na przód i zdobyłam Rabsztyn !!!
Zdziwiłam się, że nie jestem tu sama. Na szczycie odpoczywało kilka osób. Rozejrzałam się wokół. Widoki zwłaszcza na Trzy Korony obłędne! A Tatry ! Coś pięknego! Chociaż światło tego dnia jest bardzo niefotograficzne, to mam nadzieję, że oddam tymi kilkoma zdjęciami piękno miejsca.

Ku mojemu zdziwieniu zaczęło nadchodzić coraz więcej ludzi, jakby zorganizowana wycieczka emerytów 🙂 Zrobiło się ciasno i gwarno, więc opuściłam miłe towarzystwo i zeszłam tak jak wchodziłam. Trochę się bałam stromizny ale okazało się, że strach ma wielkie oczy i sprawnie, szybko znalazłam się na dole. Powrócę tu na pewno 🙂 Podobało mi się 🙂

Wysoki Wierch- najpiękniejsze miejsce w Pieninach.

Dalej trzymałam się słupków granicznych aż do Wysokiego Wierchu, który zasługuje na zupełnie odrębny wpis jako mój ulubiony 🙂 Ścisłe Top-3 Traficie tam jak po sznurku.
Posiedziałam, popatrzyłam na piękny świat. Niestety zdjęcie wyszły beznadziejne, niegodne tego miejsca i dlatego dzielę się szczytem z innych wejść.
Od teraz grzecznie trzymam się żółtego szlaku, i przez Przełęcz pod Huściawą schodzę do Szlachtowej, do mojego czarnego rumaka 🙂

Podsumowanie, trochę statystyki

Wycieczka bardzo udana, mimo braku warunków fotograficznych. Niedługa, wygodna, jedynym problemem może być wyjście na Rabsztyn. Polecam na krótki jesienno zimowy dzień. A gdy masz do dyspozycji kilka popołudniowych godzin zakończ wycieczkę na Wysokim Wierchu w porze zachodu słońca. Trudno o lepszą miejscówkę 🙂

odległość11 km
czas 4h z odpoczynkami
przewyższenia555m góra /dół
trudnośćłatwy, z wyjątkiem wyjścia na Rabsztyn

Na koniec jeszcze wiosna i zima na Wysokim Wierchu 🙂

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *