Jesień w Tatrach.
Uwielbiam jesień i zwykle szukam jej w Beskidach. Wydawało mi się, że tam jest największa różnorodność drzew liściastych. Tatry do tej pory kojarzyły mi się z wysokimi smrekami, płożącą się kosówką i porostami. Jakże się myliłam !!!
Sarnia Skała z Doliny Białego
Zaplanowałam kilka godzin powolnego spaceru. Na szlak wyruszyłam dopiero po południu, auto zostawiłam na parkingu pod Skocznią i ruszyłam na szlak. Chciałam zobaczyć jak się miewa Sarnia Skała, bo dawno tam nie byłam. Ostatnim razem, trzy lata temu nie odważyłam się wyjść na szczyt. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że była to zima i sypał gęsty śnieg, więc i tak nie byłoby nic widać. Zapamiętałam to wejście jako dość wymagające, czy słusznie ?
Szlak Doliną Białego zaczyna się ścieżką wzdłuż potoku, co bardzo lubię. Rozmowy ludzi zagłuszane są śpiewem wody obijającej się o kamienie. Zaskoczyły mnie barwy jakie zastałam. Dzień był słoneczny, bezwietrzny, wczesne popołudnie, światło jeszcze bardzo mocne. Jak świetliście, jasno i kolorowo na szlaku!!! Zupełnie się tego nie spodziewałam. Do wodospadu ścieżka łagodnie nabiera wysokości, przekracza potok licznymi mostkami. Mnie totalnie zachwycają barwy jesieni. Muszę tu wrócić zimą, podejrzewam że będzie bajecznie, teraz też jest jak w bajce tylko innej 😉
Powyżej wodospadu droga jest wygodna ale już bardziej stroma. Trzeba się zatrzymywać by wyrównać oddech. Jest tak pięknie, że nie można pędzić. Trzeba zatrzymywać się często, by zapamiętać ten dzień na zawsze;). W ten sposób dotarłam do Czerwonej Przełęczy, z której jest odbicie na szczyt Sarniej Skały. Ale zanim tam poszłam, usiadłam na jednej z licznych ławeczek na łyk herbaty i kanapkę.
Sarnia Skała
Czekając na to aż sama pójdę na górę obserwowałam schodzących ludzi. Były tam dzieci w nosidełkach ale też na własnych nogach. Pomyślałam, że pamięć płata mi figle, skoro wchodzą tam dzieci i osoby najwyraźniej przypadkowi, to nie może być trudno. Posilona, nawodniona poszłam zmierzyć się górą :). Idąc między kosówkami zobaczyłam charakterystyczną sylwetkę Giewontu a zaraz potem otworzyły się widoki na Tatry Wysokie, już przyprószone śniegiem. Szlak okazał się dla mnie bardzo łatwy, nie wiem skąd moje obawy. Chociaż zauważyłam, że osoby o silnym lęku przestrzeni unikali podchodzenia w pobliże krawędzi i starali się nie tracić kontaktu ze skałami. Były też osoby, które zrezygnowały z wyjścia na sam szczyt. A widoki z Sarniej Skały są bardzo piękne. Wprawdzie znaczną część widoków zasłania ogromny Giewont górujący nad Zakopanem, ale i tak można podziwiać część Tatr Zachodnich z jednej strony, Zakopane w dole i Tatry Wysokie na wschodzie. Kontrast pomiędzy zaśnieżonymi szczytami i feerią jesiennych barw w dolinach był zachwycający.
Troszkę tu posiedziałam i zeszłam na dół kontynuować mój spacer 🙂
Mała Siklawa i Dolina Strążyska
Żeby nie zanudzać nie wstawię kolejnych zdjęć kolorowych drzew :). Jeszcze raz patrzę na Sarnią z dołu, niektórzy pewnie na widok siedzących tam ludzi mają gęsią skórę na rękach :). Ale się zrobiło nam zoologicznie :)))) Zejście w stronę Doliny Strążyskiej było równie kolorowe jak wejście, aczkolwiek bardziej strome. Trzeba uważać na kamienie. Niektóre z nich są porowate i idzie się po nich pewnie, ale bywają też gładkie, granitowe, te są zdradzieckie i śliskie. Po kilku poślizgach odgadujemy zawczasu na które stąpamy. Po zejściu na sam dół nie sposób nie skorzystać z bliskości wodospadu Mała Siklawa, to tylko 10 minut drogi. Bardzo lubię widok Giewontu nad nim.
Tutaj nie zatrzymuję się na długo, jest wilgotno i ciemno, co powoduje że robi mi się zimno i wracam na Polanę Strążyską skąpaną w słońcu, gdzie jest Herbaciarnia, stoły i ławeczki.
Doliną Strążyską do Drogi pod Reglami
Tą część znają też amatorzy Giewontu, bo szlak ze Strążyskiej na Giewont należy do najpiękniejszych. Tutaj jest też odejście na Małą Łąkę, bo to część szlaku zwanego Ścieżką nad Reglami :). Jeszcze zejście uroczą Doliną Strążyską i potem Drogą pod Reglami na parking. Mam nadzieję, że ta pętelka przypadnie wam do gustu. Mogę ją polecić także na okres zimowy, ale wtedy pamiętajcie o raczkach :). Całość z odpoczynkami, zdjęciami i posiłkiem zajęła mi 4 godziny.