Wybieram się w góry.
Wczoraj nic nie wskazywało na to, że będzie tak pięknie. Wprawdzie prognozy mówiły o zmianie pogody ale tyle razy się mylą, że brałam to pod wątpliwość.
Jechałam samochodem do Krakowa, lało, potem sypał śnieg a auto jakoś tak dziwnie się prowadziło. Nie trzymało się szosy, drgało… mam nadzieję, że to nie żadna usterka. Podjechałam pod sklep, otwieram drzwi, a tu jak nie szarpnie!!! Wiatr o mało nie wyrwał mi drzwiczek, taki był silny. Wyjaśniło się dziwne zachowanie mojego auta- to wiatr tak nim szarpał. W drodze powrotnej jeszcze gorzej. Zakopianka biała, korki, auto pokryło się warstwą lodu. I jak w takich okolicznościach przyrody uwierzyć w pozytywne prognozy? Na wszelki wypadek plan wyjścia w góry miałam przygotowany 😉
W nocy obudziło mnie światło księżyca. Czyli jednak będzie pogoda? Rankiem wyglądam przez okno a tu ani śladu wczorajszej zawieruchy. Cicho, spokojnie, mroźnie. Niebo szafirowe nade mną, wschodzi słońca. Więc jednak będzie cudnie! Pora ruszać zanim nadejdą chmurki.
Mogielica- najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego.
Kierunek Mogielica 🙂 Byłam już na niej wielokrotnie. Podchodzę do niej dość sentymentalnie bo to jeden z pierwszych szczytów beskidzkich jakie zdobywałam w ramach Korony Gór Polski. Projekt ten jest teraz bardzo popularny, co mnie wcale nie dziwi. Skutecznie zachęca do poznawania naszych pięknych pasm górskich. Okazuje się, że bardzo się od siebie różnią, maja swoje charakterystyczne cechy. Na przykład Beskid Wyspowy, którego najwyższym szczytem jest właśnie Mogielica wyróżna się tym, że niemal każdy szczyt leży osobno. Nie łączą się one w grzbiety, po których gdy idziemy zdobywamy kolejne szczyty. Tu musimy zejść do podnóża jednej by zacząć wspinaczkę na kolejny szczyt.
Dawniej nazywano te góry miedzy innymi Beskidem Limanowskim, Gorcami Limanowskimi. Podobno po raz pierwszy nazwy Beskid Wyspowy użył Kazimierz Sosnowski. Był nauczycielem, pewnego razu nocował z młodzieżą na szczycie Ćwilina, a rano zachwyciło ich morze mgieł z którego jak wyspy wyłaniały się szczyty górskie.
Ale dopiero w latach 30 XX wieku rozpowszechnił się w geograficznym nazewnictwie Beskid Wyspowy.
Nie będę tu streszczać encyklopedii. Kto chce więcej informacji na temat geologii, czy historii regionu to zachęcam do przeczytania artykułu w Wikipedii, albo odwiedzenia strony Zagórzańskie Dziedziny w social mediach. To fascynujący region pod każdym względem i boję się ze ten wpis rozciągnie się do rozmiaru książki 😉
Start z Przełęczy Rydza -Śmigłego.
Ale powróćmy do mojej dzisiejszej wycieczki 🙂
Mieszkam na Podhalu, wydaje się, że blisko ale dojazd na Przełęcz Rydza Śmigłego zajmuje mi prawie godzinę jazdy. Muszę okrążyć całe Gorce, by się tu dostać. Wybrałam ten szlak, bo miałam ochotę na niedługi spacer a stad mogę zrobić czterogodzinną pętelkę, czyli w sam raz na leniwą niedzielę ;). Ten szlak z racji swojej długości, a właściwie krótkości jest bardzo popularny, ale miejsc parkingowych tu nie brakuje. Jest ogromny parking zarówno na samej przełęczy jak i kilka metrów poniżej. To także miejsce startu na inny popularny szczyt Beskidu Wyspowego -Łopień.
Zostawiam auto i ruszam. Mroźny wiatr nie studzi mojego zapału, bo widoki są cudowne już na Przełęczy. Fragment szlaku przechodzi początkowo przez las by wejść na chwilę we wsi na asfalt. Ale zaraz znowu mamy polne drogi, łąki teraz przykryte śniegiem i piękne wzgórki szczytów beskidzkich.
Nie ma lekko. Po początkowym spacerowym, delikatnym przewyższeniu zaczyna się strome podejście. Tak to już jest w Beskidzie Wyspowym. Góry te może nie są bardzo wysokie ( Mogielica to 1170 mnpm ) ale za to wymagające. Wystarczy iść na Ćwilin albo Ostrą by zakosztować morderczej wspinaczki 😉 Ale zapewniam was, że warto 🙂
Polana Wiśnikówka.
Idę niezbyt długo. Właściwie po godzinie jestem pod szczytem na przepięknej Polanie Wyśnikówka. Widoki jakie się stad roztaczają przekraczają moje wszelkie dzisiejsze oczekiwania. Wprawdzie Tatry zdążyły się trochę schować ale za to okoliczne szczyty pięknie radują oczy swoimi wyspami. Jest też Babia Góra. Drzewa pokryte szadzią, niebo o takich kolorach niebieskości jakimi nie pogardziliby impresjoniści. I co z tego, że wieje, nic nie czuję oślepiona pięknem świata.
Już jestem całkiem blisko szczytu. Jeszcze piętnaście minut. Ale tyle rzeczy mnie rozprasza: drzewa nade mną i iskrzące zamarznięte krople na kruchych gałązkach, spadające mgiełki śniegu. wszystko to jak cud, klejnot. Wypatruję widoków pomiędzy pniami i tak idę i idę. Jejku jak dziś pięknie:)
Wieża na Mogielicy
Wieża na Mogielicy jest zupełnie nowa. Różni się od tych gorczańskich. Jest cała z metalu, ażurowa. Nie można na niej przebywać w czasie burzy i wichru. Ciężko byłoby też na niej przenocować czekając na wschód słońca.
Poprzednia była przerażająca. Wąziutka o schodach tak skonstruowanych, że przypominały drabinę. I tak się na wieżę wychodziło, jak po drabinie, pomagajęc sobie rękami. Nie dało się inaczej. Poza tym była tak delikatna, że na raz mogło na niej przebywać trzy osoby ( jak było w rzeczywistości to nawet nie chcę wspominać ). Każdy podmuch wiatru powodował, że się odchylała. No mówię wam, strach było na nią wchodzić 😉
Na szczęście tą starą rozebrano i teraz jest nowa, wygodna.
To jedna z tych wież, które są potrzebne na szczycie, bo naturalnie jest on mocno zalesiony i oprócz fragmentarycznych widoków w stronę Limanowej niewiele więcej widać.
Chociaż i tak Mogielica jest w tej uprzywilejowanej widokowo pozycji, że posiada cudowne, ogromne widokowe hale. Jedna z nich to wspomniana juz wcześniej Polana Wiśnikówka. Druga to Polana Stumorgowa. Tak rozległych widoków nie znajdziecie na żadnej beskidzkiej polanie. Kolejna to mała polanka z krzyżem papieskim, przy zejściu z Mogielicy żółtym szlakiem, z której pięknie widać panoramę Tatr. Jest tutaj też miejsce na ognisko, które akurat płonęło, kiedy przechodziłam.
Tak więc, nawet jeśli boisz się wysokości i wejście na wieże cię przeraża to i tak zaznasz całego piękna okolicy Mogielicy.
Wieża okazała się być cała zamarznięta, co dodawało jej uroku. To już ostatki zimy, mam nadzieję. Pożegnanie z mrozem w taki sposób jest jak najbardziej dopuszczalne 😉 Odliczam już dni do wiosny. Jeszcze tydzień 🙂
Widoki wspaniałe, tylko Tatry tak jakoś nieśmiało się pokazują, jakby przymglone, niewyraźne. Na szczęście nacieszyłam się ich widokiem gdy wyjeżdżałam z domu. Już widziałam stąd Tatry w najlepszej odsłonie. To zaleta bywania w niektórych miejscach po kilka razy. Tyle razy widziane a jednak zaskakuje.
Na dole jest znacznie ciszej, chociaż ludzi dziś sporo. Siadam na zwalonym pniu, popijam herbatę, zagryzam owocami. Jestem szczęśliwa <3
Na szczycie pod wieżą są pozostawione krzyże, bo szlak z Jurgowa na Mogielicę jest drogą krzyżową. To był mój pierwszy raz na ten szczyt. Pot się ze mnie lał, cierpiałam katusze ;), nogi wykrzywiały się na kamieniach…. istna droga krzyżowa. Gdyby nie wiosenne wtedy widoki i oczywiście wspaniałe panoramy z wieży byłabym załamana. Raczej go nie powtórzę, ale na Mogielicę innymi drogami wracam z przyjemnością.
Zejście żółtym szlakiem do wsi Koczury
Postanowiłam schodzić żółtym szlakiem. Szłam nim tylko raz i to w warunkach bezśnieznych. Nie wiem co mnie na nim czeka. Czy ktoś nim dziś przechodził? Tak mi się marzy grupa PTTK, wiecie tak z 50 osób idących gęsiego. Po nich to na pewno będzie szlak przetarty celująco 😉
Nie wiem czy tak było, ale ścieżka okazała się być pięknie przedeptana 🙂
Tu też było miejscami dość stromo. W dodatku dwa razy trzeba było się przeprawić przez potok… w butach zachlupotało. Szło mi się znakomicie, raczki były początkowo bardzo pomocne, wręcz nie wyobrażam sobie zejścia bez nich. Niżej, gdzie śnieg był rozmiękczony zdjęłam raczki, tak było wygodniej.
I tak powoli dotarłam do drogi głównej. Tu na tablicy informacyjnej wyczytałam, że w tym miejscu odbywa się coroczne przejście szlakiem papieskim, zwanym Beskidzkim Camino. Trasa kończy się w Ludźmierzu i liczy 50km. Pamiętam, że już raz w pobliżu Turbacza spotkałam grupę pielgrzymów idących tym szlakiem. Pełen podziw. Dla mnie 20 km to granica poza którą zaczyna się cierpienie.
Jeszcze tylko kawałek asfaltową drogą i to będzie koniec dzisiejszej wycieczki. Jest po 14:30, jeszcze dość wcześnie. Niektórzy dopiero podjeżdżaja na parking, zaczynają swoją, być może poobiednią wycieczkę. Dzień jest coraz dłuższy, zdążą wrócić przed nocą. Polecam ten wariant gdy macie mało czasu, albo chcecie dłużej poleniuchować na polanie pod Mogielicą. Można tu zapalić ognisko, rozbić latem namiot, zostać na zachód słońca. Jest pięknie.
A o innych trasach na Mogielicę też opowiem, mam swoją ulubioną, ale to jesienią 😉 A jeśli interesują was miejsca z wieżami widokowymi to już o kilku opowiedziałam na blogu, można je znaleźć TUTAJ
Trochę statystyki
Odległość | 10km |
Czas | 4h plus czas na odpoczynek |
Przewyższenia | 561m |
Trudność | Jest dość stromo i kamieniście, przeprawy przez potoki- średnia trudność |