We wpisie Zimowe Bieszczady cz.1 przeszłam pierwszy z bieszczadzkich klasyków czyli trasę z Wołosatego na Rozsypaniec, Halicz, Tarnicę. Zachwyciłam się Szerokim Wierchem i zejściem do Ustrzyk Górnych gdzie mieszkałam w czasie urlopu. W planach drugi dzień miał być lekki, łatwy i przyjemny. Ale czułam się tak wspaniale mimo 23km w nogach z poprzedniego dnia, że postanowiłam nie odpuszczać i wybrać dłuższy szlak.
Już kiedyś, jesienią szłam na Bukowe Berdo. Wtedy zaczynałam w Pszczelinach Widełkach i schodziłam do Ustrzyk Górnych. Tym razem nie chciałam powtarzać tak sporego fragmentu wczorajszej wycieczki i postanowiłam zejść z Przełęczy pod Tarnicą do Wołosatego.
Bieszczady- komunikacja
Planowałam zostawić auto w Wołosatym a do Pszczelin Widełek dojechać autobusem. Znałam już rozkład jazdy . Miał to być ten sam autobus, którym wczoraj przyjechałam do Wołosatego. Tutaj kończy się droga, więc zawraca i jedzie z powrotem w stronę Ustrzyk Dolnych i dalej do Sanoka albo i jeszcze dalej. Będąc tu pamiętajcie, że żaden PKS nie jedzie w stronę Brzegów Górnych, Smereka i Cisnej. Co jest wielkim utrudnieniem jeśli chodzi o planowanie wycieczek na Połoninę Caryńską, Wetlińską, Smereka, czy na Rawki. Trzeba polegać tylko na prywatnych busach ( poza sezonem to rzadkość ) albo autostopie. Ewentualnie podjechać własnym samochodem na start i wrócić tą samą trasą. Co nie każdy lubi ( ja na przykład nie lubię…. )

Czy wszystko poszło tak, jak zaplanowałam?
Wstałam jak zwykle o 5 rano. Lata rutyny robią swoje i nawet jeśli mogę pospać dłużej, to chętnie budzę się o świcie, robię sobie kawę, krótką jogę, poranne bycie ze sobą. Lubię wstawać kiedy cały świat jeszcze śpi. Chociaż nie cały… mimo śniegu za oknem to już wiosna i ptaki śpiewają ile sił w gardziołkach.
Przez okno wchodzą pierwsze promienie słońca, tutaj jakby wcześniej robi się jasno. Staję na balkonie z parującą kawą, mróz szczypie w policzki. Balkon to za mało powiedziane, to mini taras pod dachem. Jest tu stolik i fotele, ale też spory mróz, więc wracam do ciepłego pokoju. Gdy przyjadę tu w cieplejszym okresie, na pewno wykorzystam ten potencjał.
Zauważyłam że moje auto jest całe zalodzone, więc zeszłam na parking by zeskrobać lód z szyb i rozgrzać je troszkę. W takie poranki zawsze czuję lekki stres czy odpali, ale Roomsterek nie zawodzi mimo upływu lat.

Po co o tym piszę…. Bo wydaje mi się, że pomyślałam o wszystkim. Zrobiłam co w mojej mocy by nic mnie nie zaskoczyło. Wiedziałam, że autobus z Wołosatego wyjeżdża o 7:14 , a na przystanek mam tylko 6 km. Wyszłam z pokoju o siódmej. Jak to się stało, że się spóźniłam !!!! Powinnam być przed autobusem przynajmniej 7 minut!
Czy to zagięcie czasoprzestrzeni, czy przeskok kwantowy? Nie mam pojęcia co to się podziało, ale w samym Wołosatym okazało się, że jest 7:15 i autobus właśnie wyjeżdża z przystanku…. Kolejny za dwie i pół godziny. Co robić ?
Sprawdziłam rozkład jazdy autobusów z Widełek do Wołosatego. Ostatni autobus odjeżdża o 15:18, powinnam zdążyć. Zatem zmiana planów. Auto zostawiam na poboczu i pójdę z Wołosatego przez Bukowe Berdo do Widełek, a potem podjadę po auto tym ostatnim PKS-em. Oby teraz wszystko poszło jak należy….. Bardziej komfortowo się czuję, gdy schodzę do auta… ale kto nie ryzykuje ten….
Poza tym zawsze wszystko działa na moją korzyść. Na pewno zaraz się dowiem dlaczego los zmienił moje plany.
Wołosate- Przełęcz pod Tarnicą.
No to ruszam 🙂 Tarnica wystaje po prawej ponad lasem, ale dziś na nią nie idę. Chociaż bardzo mi się podoba, to dzień po dniu na tę samą górę już nie chce mi się wychodzić, zwłaszcza że wczoraj warunki także były doskonałe. Początkowo idę rozległą łąką, która w ciepłe dni jest podmokła, dlatego są przygotowane drewniane chodniczki. Teraz gdy wszystko zamarzło idę jak chcę 🙂 Po chwili ścieżka skręca w las i odtąd przez godzinę będę czarowana pięknym, bukowym, zimowym lasem. Mniej więcej w połowie znajduje się spora wiata.



Koniec lasu to przepiękne miejsce widokowe w formie placu otoczonego ławeczkami, stąd już tylko pół godziny schodami aż na Przełęcz pod Tarnicą. Po lewej wyrasta potężny Szeroki Wierch, po prawej charakterystyczny krzyż na Tarnicy ale raz po raz odwracam się by podziwiać grzbiety za mną. Dziś jest równie pięknie jak wczoraj. Gałęzie oblepione mroźnymi igiełkami, skrzący się śnieg. Jedyne co się mocno zmieniło to wiatr. Nie jest to taki podmuch, który ścina z nóg ale daje się we znaki. Nie odpoczywam pod Tarnicą, postanawiam zejść niżej do Przełęczy Goprowskiej.




Przełęcz Goprowska.
Przełęcz Goprowska jest jakby w niecce, dzięki temu jest tu cicho. Latem zejście jest po znienawidzonych przez wielu schodkach, ale teraz są zasypane śniegiem. Mimo to schodzi się wygodnie i sprawnie. I teraz zauważam jaki Los miał plan wobec mnie. Kiedy patrzę na wyjście na Bukowe Berdo to wydaje się ono bardzo strome. Co więcej widzę tylko jeden człowieczy ślad w górę. Jakby Ci którzy przychodzą tu z drugiej strony nie mieli ochoty na zejście. Wcale się nie dziwię. Zejście stromym szlakiem zimą po nie przedeptanej ścieżce nie należy do przyjemnych. Chociaż później okazało się, że to nie koniec niespodzianek. Chwilę odpoczywam w zaciszu zastanawiając się, czy w ogóle wchodzić na górę. Ale to pytanie retoryczne, szybko wywiewa mi je wiatr z głowy. Robię kilkanaście ujęć jedynego drzewa na przełęczy, które jest tak piękne, że nie mogę przestać 🙂 Trzeba ruszać, perspektywa kolejnego spóźnienia się na autobus jest przerażająca 🙂





Krzemień i Bukowe Berdo.
Okazało się, że nie taki diabeł straszny. Kroczek za kroczkiem, nurkując w pozostawionych przez poprzednika śladach wychodzę na górę. Wyjdę wszędzie, z zejściem miewam kłopoty, więc ten kierunek wycieczki był dla mnie najlepszy. Widoki są przepiękne na wszystkie strony. Niestety nie mogę się nacieszyć za długo widokami bo wiatr na grani wieje okrutnie. Ścieżka jest nawet przetarta i idzie się dość wygodnie. Schodzę z Krzemienia, robi się ciszej, cieplej, spokojniej. Znowu wędrówka jest czystą przyjemnością. Zejścia i podejścia nie są trudne nawet w zimowych warunkach jakie mam, tylko wiatr mi dokucza, dlatego nie pozostaję na szczytach zbyt długo.





Aleja drzew.
Zejście z Bukowego Berda jest specyficzne. Zwykle rozległe granie są zupełnie pozbawione drzew. Tak jest na Połoninach, Szerokim Wierchu, czy Rawkach. A tutaj wchodzimy w zagajniki. Gałęzie oblepione igłami lodu i czapami śniegu gną się ku ziemi często stanowiąc przeszkodę na szlaku. Delikatnie podnoszę je, przesuwam, odsuwam i schodzę coraz niżej. Gdy szlak się wypłaszcza drzewka tworzą korytarze jak z bajki. W dodatku niebo niemal granatowe bez śladu chmur. Wszystko we mnie pieje z zachwytu.
Idę już kilka godzin a dopiero tutaj spotykam pierwsza osobę. Stajemy na krótką rozmowę.




Niedawno dowidziałam się, że to jedna z zasad bezpieczeństwa w górach dla tych co chodzą samotnie. Dać się zapamiętać. Nie wystarczy grzecznościowe dzień dobry, cześć. Taka krótka rozmowa sprawia, że zapamiętujecie swoje twarze. Dobrze też mieć kolorowe ubrania, wtedy zapadamy jeszcze bardziej w pamięć i podświadomość. Przydaje się to wtedy, gdy trzeba cię szukać. Więcej ludzi może ciebie wskazać i miejsca, gdzie się spotkaliście.
Spotkany turysta uświadomił mi dlaczego nikt nie schodził na Przełęcz Goprowską. Otóż jego zdaniem to taka ceprostrada niewarta męczarni. Podobno większość osób wchodzi z Mucznego i wraca tą samą trasą. On przynajmniej tak robi od lat i nie zamierza tego zmieniać 🙂


Odejście szlaku do Mucznego i co dalej się działo….
I mam wrażenie, że ten napotkany turysta miał rację. Szlak z Bukowego Berda do odejścia żółtego szlaku na Muczne jest nawet przetarty. Tylko tam, gdzie wiatr mocniej nawiewał śniegu pojawiają się głębokie ślady, z których korzystam. Pamiętam, gdy byłam tu jesienią z przyjemnością leżałam sobie na trawie podziwiając świat dookoła albo patrząc w niebo wyobrażałam sobie postaci z chmur. Taki jest minus zimy, że nie można sobie pozwolić na długie leniuchowanie. Dopada cię wiatr i zimno a i w śniegu leżeć nie ma jak. Wszystkie ślady skręcają do Mucznego….. a ja według planu muszę iść prosto.

Według mapy to tylko pół godziny marszu do wiaty w lesie gdzie będę mogła odpocząć. W praktyce miałam wrażenie, że idę wieczność całą. A czas ucieka i autobus uciec może i co ja wtedy zrobię? Zbieram w sobie wszystkie siły i brnę trzymając się nawigacji w telefonie ( dobrze, że mapy.cz działają offline, bo chociaż zasięg jest, to ukraiński, który może zrujnować niejedną kieszeń ). Moje przerażenie i wyczerpanie rosło z minuty na minutę. Idę sama, bez żadnych śladów w śniegu, zapadając się nieraz po kolana. Nie mam stuptutów, więc buty zapełniają się wodą. Już nie robię zdjęć, całą swoją uwagę skupiam na kolejnym kroku. Na szczęście słońce mocno grzeje i jest mi ciepło.
Po godzinie docieram do wiaty….. W termosie mam bigos…jeju jak mi on teraz smakuje 🙂 popijam gorącą herbatą. Mogłabym tu siedzieć długo. Szum wiatru w koronach drzew jest muzyką dla uszu, kiedy przy ziemi spokojnie i bezpiecznie.
Ja wiem, że godzina młoda ale do 15ej muszę być na przystanku, więc zbieram się w dalszą drogę.

Leśnym szlakiem do Pszczelin-Widełek.
Tak jak przewidywałam w lesie było bezwietrznie, ale miałam nadzieję, że będzie mniej śniegu. Niestety nie. Nabrałam tak szybkiego tempa, że nie poznawałam samą siebie 🙂 Ale chociaż przebierałam nogami szybciej niż zwykle to jednak brnąc w śniegu szybciej ucieka czas niż przebyty dystans 🙂 Długie odcinki wypłaszczeń w cudownym lesie przetykane były stromymi zejściami, które o dziwo pokonywałam bardzo sprawnie 🙂 I tak po prawie dwóch godzinach dotarłam do drogi. Ale zanim będzie droga to trzeba pokonać potok a mostku ani kładki nie ma….
No cóż, skoro i tak mam już mokre buty i w butach chlupie woda, to co mi może zaszkodzić jakiś potok 🙂 Przeszłam niczym po kałuży :).
Droga okazała się płynącym błotem. Najwyraźniej trwał wyręb i zwózka drzew. Wtedy niestety drogi cierpią najbardziej. Pewnie rano gdy wszystko było zamarznięte to nie byłoby przeszkodą ale teraz idę ostrożnie, by nie wyrżnąć orła w błocie 🙂 Chociaż w górach śniegu jest jeszcze dużo, to tu na dole szybko topnieje w gorących promieniach słońca.


Przystanek.
I wiesz co???? Zdążyłam !!!!! I to 15 minut przed czasem. Zadowolona usiadłam na betonowych obręczach czekając na autobus. Wypiłam resztkę wody, zagryzłam jabłkiem i coś mnie tknęło, żeby sprawdzić czy ja w ogóle w dobrym miejscu stoję…. No tak, myślałam że przystanek dotyczy obydwu kierunków. I rzeczywiście po drugiej stronie drogi był znak przystanku autobusowego ale ja stałam przy znaku drogowym !!!! Tylko stałam z jego tylnej strony i nie zauważyłam.
Patrzę dookoła, rozglądam się i jest ! Widzę go ! Na przystanek w kierunku Wołosatego muszę podejść kawałek jezdnią. O mały włos a znowu uciekłby mi autobus… co za ofiara losu 🙂 Oj tam ofiara, miłośniczka przygód ! 🙂
Autobus podjeżdża punktualnie i już po 15 minutach wsiadam do mojego auta.

Czy los miał rację?
Podsumowując, to był bardzo wyczerpujący dla mnie dzień przez niespodzianki na które trafiłam. Ale mimo to jestem bardzo szczęśliwa i zadowolona. Widoki jakie doświadczyłam pozostaną ze mną na zawsze, buty szybko wyschły na kaloryferze, a moje ciało spisało się na medal.
Cieszę się, że Los wybrał dla mnie właśnie ten kierunek. Bo gdybym zaczynała od przeprawy przez potok, potem zapadanie się w śniegu i walka o każdy krok a potem to strome zejście z Krzemienia, to podejrzewam, że moje morale by mocno podupadło. Tak więc wszystko dzieje się po coś i jestem wdzięczna za tę zmianę i próbę siły. Kolejnym razem pójdę na Bukowe Berdo z Mucznego bo mam tam jeszcze kilka miejsc do zobaczenia 🙂
To był piękny dzień, Bieszczady cz2. Przede mną jeszcze jeden dzień w Ustrzykach Górnych. Zapraszam na kolejną opowieść.

Bieszczady cz.2- odrobina Statystyki
Dystans | 17 km wg Stravy, / 15,5 wg mapy.cz |
Czas przejścia | 7,5 h ( w tym w sumie 2 godziny odpoczynku) |
Trudność | Szlak wymagający kondycji ze względu na przewyższenia. Warunki zimowe to +50% do trudności |
Przewyższenia | 856↑ 1015↓ |