Mamy już kwiecień kolejnego roku a ja nie skończyłam jeszcze opowieści o mojej zeszłorocznej, majówkowej wycieczce w Góry Strażowskie. Opisywałam już malowaną wieś czyli Cićmany , potem zdobywałam Strażov czyli najwyższy szczyt tych gór. Kolejny dzień rozpoczęłam Vapecem, który skradł moje serce. A na koniec niczym wisieńkę na torcie zostawiłam sobie Sulowskie Skały.
To był dzień, który dał mi wiele emocji. To, że skończył się gaz w butli to może nawet lepiej, bo serce mogłoby mi wyskoczyć. Ale od początku…O porannej wycieczce na Vapec już nie będę wspominać, bo jest o nim cały rozdział mojej blogowej opowieści. Zeszłam z niego ok 10ej, zaczęło się robić tłoczno na parkingu, słońce już mocno przypiekała a na parking w Sulovie miałam jeszcze prawie godzinę jazdy. Zdawałam sobie sprawę, jest już za późno, by wybrzydzać w sprawie parkingu, ale ilość osób jakie zastałam przeszła moje oczekiwania.
Sulov Hradna- parking.
Kierowałam się na Żilinę z Hornej Poruby drogą 61. Jeśli wybierasz się z Polski to też wbij w nawigację Żilina ( jeśli nie masz winietki to pilnuj bezpłatnych dróg 🙂 ) Z którejkolwiek strony będziesz jechać to należy wypatrywać zjazdu na Jablonove. Dokładnie za tą wsią będzie mój punkt docelowy. Nie jest trudno tam dojechać, kierunkowskazy na Sulovskie Skały są dość często rozmieszczone. Gorzej z parkowaniem.
Kilometr przed Sulowem Hradną już na poboczu było zaparkowanych wiele aut. Bo tu mniej więcej zaczynają się szlaki. Pojechałam dalej, mając nadzieję że w samym miasteczku będzie więcej miejsc… na daremno. Gdybym jeszcze umiała parkować równolegle to gdzieś bym się zmieściła, ale przy moich marnych umiejętnościach parkowania liczyłam na łut szczęścia. I tak się stało. Dwa auta odjechały z parkingu zaraz przy wejściu na szlak. Jak mam tyle miejsca to żadne parkowanie mi nie straszne 😉
Drapnęłam szybko plecak, kijki, zatrzasnęłam drzwi auta i już pędzę na szlak.
Sulowskie Skały- szlak, który wybrałam.
Możliwości jest tutaj kilka. A każda z możliwością pętelki, więc to co lubię najbardziej. Wcześniej czytałam o tym miejscu i wiele osób polecało zobaczyć ruiny zamku na skałach a przy zejściu piramidę wybudowaną przez jednego ze słowackich artystów Juraja Gabora. Z jej wnętrza wiele osób publikowało piękne zdjęcia. Też takie chciałam.
Czy zobaczyłam to co chciałam? Dalsza lektura posta da odpowiedź 😉
Mamy możliwość różnej długości pętelek. Zbliżało się południe, więc uznałam, że spokojnie mogę o tej porze roku wybrać taką ok 5 godzinną i jeszcze będę mieć czas na poleniuchowanie, czy to w punktach widokowych, czy na koniec na łąkach.
Zaczęłam zielonym szlakiem, bo przy nim miał być zamek, a zejść zamierzałam niebieskim, przy którym spodziewałam się fotogenicznej piramidy.
Sulowskie Skały- Słowackie Dolomity.
W Dolomitach nie byłam, więc nie wiem, czy to trafne porównanie, ale z takim się spotkałam. Dla mnie to bardzo rozrośnięte nasze Pieniny Właściwe ( te z Sokolicą 😉 ) Mnóstwo tu wapiennych formacji skalnych, niektóre są wielkości kilkupiętrowego budynku! Nie brakuje wąwozów a szlak obfituje w ostre wejścia i zejścia.
Zielony szlak zaczyna się malowniczym wąwozem, by zaraz zacząć się mocno wspinać. Mimo lekkiego zmęczenia poranną wycieczką idzie mi się bardzo dobrze. Wiosenne, rześkie powietrze, delikatna zieloność świeżych liści i raz po raz pojawiające się widoczki motywują do ruchu.
Teraz trzymaj się szlaku, niech Cię nie zwiedzie możliwość skrótu bo czeka nas nie lada gratka, czyli Gotycka Wieża. Nie tylko ona zachwyca. Między skałami prowadzi wiele ścieżek, ludzie wdrapują się na skałki, odpoczywają. Widoki zapierają dech w piersiach. Nawet gdyby to była jedyna widokowa atrakcja to już byłabym zadowolona, a szlak dopiero się rozkręca.
Sulowski Zamek .
Droga prowadzi urokliwą ścieżką. Raz pod górkę, raz lekko z górki. Grzbiet obfituje w miejsca widokowe. Aż tu nagle docieram pod zamek. Zastanawia mnie jakim cudem zbudowano go na trudno dostępnych skałach, 660 mnpm w XV wieku. Zrozumiałe jest, że zamek w takim miejscu jest trudno zdobyć przez wrogów stąd lokalizacja, ale jestem pod wrażeniem umiejętności budowniczych.
Składa się z części dolnej i górnej i usadowiony jest między turniami skalnymi. To co tu napisałam dowiedziałam się z Wikipedii, bo niestety, ale nie dałam rady tam wejść. Wiem, że w środku są drabinki i bardzo eksponowane miejsca i nie przeraża mnie to, ale nie udało mi się pokonać pierwszego łańcucha…. No cóż, może innym razem, kiedy uda mi się podnieść nogę wystarczająco wysoko, by się wspiąć na pierwszy stopień…
Obejrzałam sobie zamek z zewnątrz i nawet z tej perspektywy robi ogromne wrażenie.
Nie będę ukrywać, że jest mi trochę wstyd. I nawet mój wiek nie jest wytłumaczeniem. Inni dawali radę, więc może nie jest to aż trudne jak mi się wydawało. Z drugiej strony, lepiej być łagodnym dla swojego ciała. Przecież mimo wszystko wyniosło mnie już dzisiaj na Vapec, zniosło stres parkowania i sam szlak do najłatwiejszych nie należy. To, że sporo chodzę po górach nie znaczy, że dam radę wejść wszędzie. Zwłaszcza gdy jestem sama daleko od domu. staram się być ostrożniejsza niż zwykle.
Zmiana szlaku na czerwony.
To nie koniec ekstremalnych przeżyć. Zejście okazuje się być bardzo wymagające. Są miejsca z łańcuchami, drabinkami, piarżyste na przemian z błotnistymi. Czasem jakaś platforma, gdzie robi się łatwiej. Poza tym sporo ludzi, więc idziemy gęsiego nie zatrzymując się, chyba że trzeba komuś pomóc. I tak do rozejścia szlaków. Można czerwonym wrócić na miejsce startu i niektórzy wybierają tą skróconą opcję. Albo również czerwonym iść dalej grzbietem pasma.
Szlak jest bajkowy, niczym z powieści fantasy. Nie zdziwiłabym się gdyby zza skały wyszedł elf z łukiem :). Co kilkaset metrów pojawiają się kolejne miejsca widokowe. Mimo, że na szlaku jest sporo osób, to mnogość skał, gdzie można usiąść, podziwiać okolicę powoduje, że nikt na siebie nie wchodzi a na postojach ludzie są dość cicho.
Jestem zachwycona !!! Mimo stresu związanego z zamkiem i zejściem z niego, chętnie przyszłabym tu ponownie.
Przełęcz pod Rohaczem i zmiana szlaku na zielony a potem niebieski.
Ja idę dalej zielonym ale jest tu także rozejście szlaków, gdzie żółty doprowadzi Cię do Sulova. Wydaje się być ciekawy, ale moim planem jest przejście grzbietem aż do niebieskiego szlaku i powrót do miasteczka przez ogromne łąki, które widziałam z góry.
Przyznaję, że jestem już mocno zmęczona, a strome zejścia palą mi uda. To nie tylko ten szlak, ale też pokłosie wczorajszych górskich spacerów, które dla mnie do lajtowych nie należały ;). Schodzę na ogromną łąkę z której widzę całą dzisiejszą trasę. Jest pełna kwiatów i soczystej trawy. Jak to dobrze odpocząć patrząc na ten piękny krajobraz.
Nie ma piramidy 🙁
Niestety piramidy nie znalazłam. Chodziłam, szukałam i nic. Przecież tak ogromna budowla nie mogła zapaść się pod ziemię ! Okazało się, że była to czasowa instalacja artystyczna Juraja Gabora. Jej okno na szczyty gór Strażowskich miało przypominać okienko kinowe, tylko ze zamiast filmu oglądamy przyrodę. Pod koniec 2022 r konstrukcję rozebrano, gdyż gmina Sulov nie była zainteresowana przedłużeniem tej niezwykłej wystawy.
I kolejny punkt jaki miał być w mojej wycieczce okazał się być niewypałem, tym razem nie z mojej winy.
Koniec wycieczki?
Chociaż nie udało mi się wejść na zamek ani zrobić sobie kultowego zdjęcia w piramidzie ( chociaż bardziej niż piramidę przypominał środek rzutnika) to uważam ten szlak za jedną z najpiękniejszych górskich tras na jakiej byłam. Wiosną było elficko za sprawą delikatnej zieloności i ażurowych gałęzi drzew, na których liście dopiero co zaczęły się rozwijać, dając jeszcze przestrzeń dla światła.
Wyobrażam sobie, że jesienią też musi tu być bajkowo, bo lasy tutejsze są mieszane, więc musi być kolorowo. A zimą? Jeśli ubrać raczki i wykupić dobrą polisę ratunkową to czemu nie 😉 .
Niespodzianka na parkingu
Skończyła się wycieczka ale nie skończyła się przygoda. Gdy dotarłam na parking było późne popołudnie i większość aut dawno odjechała. A moje autko stało sobie samotnie z….. zaświeconymi światłami postojowymi !!!!!!
Jak się domyślasz nie mogłam odpalić samochodu. Jestem na Słowacji, bez ubezpieczenia samochodu za granicą ( nauczona tą sytuacją, w tym roku już wykupiłam dodatkowy pakiet) i bez klem za pomocą których ktoś mógłby mi pomóc.
Wydaje się nam, że Polacy i Słowacy rozumieją się bardzo dobrze, ale trudno mi było wytłumaczyć napotkanym osobom czego potrzebuję. Powiem szczerze, że miałam już dość tego weekendu. Najpierw pogoda była marna, potem skończył mi się gaz, zaspałam na wschód słońca, nie było piramidy, zawiodłam jako górołaz. W dodatku zaczęło robić się późno.
Nikt nie miał kabli, bo komu są potrzebne kable poza zimą? Jeżdżę samochodem kilkanaście lat, a zdarzyło mi się nie wyłączyć świateł dopiero pierwszy raz. Dlaczego nie zareagowałam na sygnały jakie daje auto zanim poszłam na szlak? Przecież musiał włączyć się alarm.
Wybawca.
Wreszcie przyjechał ktoś nowy. Z wypasionego ogromnego, białego BMW wysiadł młody, przystojny mężczyzna z psem i zjawiskową dziewczyną.
-Moja ostania deska ratunku. Jak to nie wypali to idę szukać mechanika, albo nocuję w aucie- pomyślałam.
Na szczęście zaczepiony mężczyzna zrozumiał o co zapytałam. Otworzył bagażnik i wyjął nowiuteńkie kabelki.
-Czy o to pani chodzi? -zapytał
– Jak ja się cieszę ! Pomoże mi pan?
Dziewczyna odeszła z psem a mój wybawca podjechał pod moje auto. Na szczęście nikt już przede mną nie stał.
-Proszę otworzyć maskę.
Otworzyłam samochód, maskę, tylko czemu odblokowałam ręczny hamulec??? Z przerażeniem patrzyłam jak auto toczy się prosto na nowiutkie BMW! Jakby ktoś puszczał film w zwolnionym tempie! Mężczyzna zaparł się o mój samochód, a ja rzuciłam się do środka i mocno zaciągnęłam ręczny hamulec.
Jeszcze mi tego brakowało. Uszkodzić furę 20 razy więcej wartą od mojej skody…..
Nie wiedziałam jak go przepraszać… Było mi tak głupio.
Autko odpaliło, podziękowałam jak umiałam. Nie musiał mnie zrozumieć, wystarczyło na mnie popatrzeć 🙂 Moja radość była tak ogromna, że niemal skakałam ze szczęścia. Całą powrotną drogę nie zatrzymywałam się nawet na chwilę. Nie wiedziałam jak długo ładuje się akumulator w czasie jazdy, a nie chciałam utknąć gdzieś w polach.
Nie było mnie w domu tylko dwa dni a czułam się jak po tygodniowej przygodzie 🙂 Czułam ogromną wdzięczność za spotkanych ludzi, za możliwość poznawania tak pięknych miejsc. I oczywiście za pomoc nieznajomego.
Jednym zdaniem, Góry Strażowskie a w szczególności Sulovskie Skały to jedno z najpiękniejszych miejsc w jakich byłam. Polecam z całego serca.
Odrobina statystyki
Dystans | 9km |
Czas przejścia | 3h ale mi zeszło 4,5h |
Trudność | szlak miejscami dość trudny |
Przewyższenia | 460↑↓ |
Też byłam zawiedziona że nie zastałam już tej artystycznej instalacji….
Nooo, szkoda, bo widok z niej był wyjątkowy, jak z okienka.